Jak pana zdrowie i forma u progu nowego sezonu? Hubert Hurkacz: - Wszystko w porządku, dziękuję. Forma cały czas idzie do góry. Bardzo się cieszę z tego, że zaczynamy poważne granie i nie mogę się doczekać pierwszego meczu. Jak spędził pan okres roztrenowania? - W zasadzie to takiego nie było, może poza końcówką listopada, zaraz po triumfie w deblu w Paryżu. W grudniu wróciłem do treningów, a w Wigilię już byłem w drodze do USA. Rodzinną kolację świąteczną urządziliśmy sobie dzień wcześniej, a potem już nie było świętowania tylko praca w USA. Na czym skupiała się pańska uwaga podczas treningów między sezonami? Co chciałby pan poprawić w tym roku? - Nie było jednej rzeczy, nad którą spędziłbym masę czasu. Trenowaliśmy raczej wszystko, analizowaliśmy całokształt mojej gry. Głównie chodziło o to, abym na korcie podejmował coraz lepsze decyzje. Dużo o tym rozmawiam z moim trenerem. Craig Boyton pomaga mi także mentalnie. Cały czas rozwijam się także w tym aspekcie, aby być jeszcze silniejszym. Trenuje pan na co dzień niedaleko Delray Beach na Florydzie. Czy dlatego zdecydował się pan na start w tym turnieju? - Tak, nasza baza w Saddlebrook znajduje się o godzinę drogi od Delray Beach, dlatego pojawił się pomysł, aby podjąć rywalizację w tym turnieju. Wystąpię w nim zarówno w singlu, jak i w deblu. Cieszę się, że będę mógł się sprawdzić na korcie. Pana partnerem w deblu ponownie będzie Amerykanin John Isner, z którym już graliście wspólnie. Jesteście rozstawieni z "trójką" i w pierwszej rundzie zmierzycie się z rodakami Isnera - braćmi Chrisem i Ryanem Harrison. Czy liczy pan na drugi deblowy triumf w karierze? - Nie chcę spekulować w kwestii wyników, ale cieszę się, że zagram w parze z Johnem, bo to czołowy singlista świata. Jesteśmy jeszcze umówieni na wspólną grę w Melbourne, ale potem już będę grał z Kanadyjczykiem Felixem Augerem Allassimem, z którym triumfowaliśmy w listopadzie w turnieju ATP Masters w Paryżu. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! W singlu rozpocznie pan grę od drugiej rundy, bo w pierwszej - jako turniejowa "czwórka" - ma pan tzw. wolny los... - Tak, czekam na rywala, którym będzie albo Kolumbijczyk Daniel Elahi Galan, albo Słowak Andrej Martin. Z tym drugim nigdy jeszcze nie grałem, z tym pierwszym spotkałem się raz w 2016 w kwalifikacjach challengera ATP w Genui. Wygrałem wtedy 6:4, 6:1. Jakie cele stawia pan sobie w tym turnieju oraz całym 2021 roku? - Na Florydzie chcę po prostu skupiać się na każdym nadchodzącym meczu. Natomiast w całym sezonie najważniejsze będą występy w imprezach Wielkiego Szlema oraz oczywiście igrzyska. Olimpijska rywalizacja to rzecz wyjątkowa i nie ukrywam, że jest moim marzeniem. Liczy się udział czy... może coś więcej? - Oczywiście, że nie pojadę tam tylko, aby zaliczyć start. Chcę - jak zresztą w każdym turnieju - zagrać jak najlepiej, wygrywać i zajść jak najdalej. Marzę o zdobyciu medalu. W lutym rusza opóźniony Australian Open. Ze względu na pandemię logistyka jest nieco skomplikowana. Jak pan się na to zapatruje? - Chodzi o czarterowe loty i kwarantannę? Na pewno nie będzie to łatwe, bo spędzanie tyle czasu w hotelu, gdzie oprócz kilku godzin treningów nie można w zasadzie robić nic, nie należy do rzeczy komfortowych. Ale to jest nasza praca i wiemy, jaka jest sytuacja. Zaadaptujemy się do tego i jakoś damy sobie radę. Mam szczerą nadzieję, że to będzie ostatni raz kiedy turniej będzie organizowany w taki sposób i że już wkrótce wszystko wróci do normy. Czy podczas listopadowo-grudniowego pobytu w Polsce czuł pan tenisową "wiosnę" związaną z triumfem Igi Świątek we French Open czy późniejszym pana sukcesem deblowym? - Osobiście bardzo się cieszę z sukcesu Igi. To, co uczyniła jest niesamowite. Jej triumf w Paryżu mobilizuje i mnie. Dodaje wiary, że takie rzeczy leżą w moim zasięgu. Wiem, że w Polsce dużo dzieci zapisuje się teraz na tenis i to pokłosie tego zwycięstwa. Ja jej serdecznie gratulowałem i teraz mocno kibicuję jej w 2021 roku. Tak jak ona zresztą wspiera mnie i innych Polaków. Rok 2020 to rok pandemii, ale także i historycznych osiągnięć polskich sportowców. Czy w 2021 utrzymamy się na szczycie? - Oby, ale to nie jest tak, że byliśmy najlepsi ze względu na pandemię. Na sukcesy Roberta Lewandowskiego czy Igi wpływ miało wiele czynników. Robert utrzymuje się w ścisłej światowej czołówce od lat i po prostu w tym roku nadszedł jego czas. O Idze wiadomo było, że ma potencjał i błyskawicznie się rozwija. Na kortach im. Rolanda Garrosa udowodniła, że świetna gra może jej dać zwycięstwo, co i mnie bardzo ucieszyło. Z USA dla PAP - Tomasz Moczerniuk