Fręch logicznie wybrnęła z pytania o podcinający skrzydła początek meczu z triumfatorką z Wimbledonu, bo akurat jej atutem jest mocna głowa i mentalność, która w takich momentach nie pozwala pogodzić się z końcem meczu. Z kolei jest wielu tenisistów, którzy dostając "rowerek" na starcie, w dodatku w wielkoszlemowym turnieju, który sam w sobie wiąże się z dużą presją, w takim położeniu stają się łatwym łupem. Magdalena Fręch wyjaśniała sytuację. Taką witaminę dostała w trakcie meczu Łodzianka podjęła bardzo skuteczną walkę z Marketą Vondrousovą, w drugim secie wygrała 6:4, ale w trzeciej partii kluczowe, pojedyncze piłki, najczęściej na swoją korzyść rozstrzygała Czeszka. - Pierwszy set przeleciał mi bardzo szybko, ale wiedziałam, że jestem w stanie wrócić do grania i do meczu. Popełniłam bardzo dużo niewymuszonych błędów, które Marketa niemal bezbłędnie wykorzystywała. Aczkolwiek wygrywając drugiego seta i początek trzeciego, gdy złapałam rytm, byłam na dobrej drodze - tłumaczyła 27-latka. Co zatem zadecydowało? - Moim zdaniem kilka błędów, a bardziej nawet niewykorzystywanie sytuacji. Przede wszystkim w trzecim secie, gdy przy podaniu Markety prowadziłam 40:15 i była szansa zbudować wynik 2:0. Uważam, że to był ten najbardziej kluczowy moment - stwierdziła Fręch. Polka odprawiła gwiazdę w Paryżu. Życiowy wynik o krok, a tu diametralna zmiana W trzeciej partii miał miejsce także ciekawy obrazek. Dokładnie przy stanie 3:4, gdy nastąpiła krótka przerwa, trener Fręch Andrzej Kobierski usilnie starał się przywołać stojącą najbliżej dziewczynkę od podawania piłek. Chwilę nie mógł doczekać się reakcji, aż w końcu jedna z osób funkcyjnych zachęciła ją do podejścia. Od razu wręczył jej chwilę wcześniej przygotowaną wstrząśniętą "miksturę", z prośbą, by została doręczona jego podopiecznej. Niewielka przesyłka trafiła do ławeczki, na której siedziała Polka i przed powrotem na kort zdążyła się nią posilić. By nie było żądnych wątpliwości, zawodniczka od razu weszła w pytanie, zaznaczając że tym napojem był zwykły magnes. Dopytana, czy taka sytuacja była wynikiem niedopatrzenia, by w tych trudnych warunkach, przy słonecznej pogodzie i bardzo wysokiej temperaturze, od początku miała przy sobie taki suplement, odparła: - Zabrakło mi punktów, gdy mogłam je łatwo zdobyć, szczególnie po serwisie. Każdą akcję tak naprawdę musiałam wypracować, a w takich warunkach przez dwie godziny koncentracja może na chwilę uciec - dodała. Fręch drugą rundą, po uprzednim pokonaniu faworyzowanej Ons Jabeur, wyrównała swój dotąd najlepszy wynik w Paryżu. Całościowo jednak nie może być w pełni zadowolona, bo celowała wyżej. - Na pewno towarzyszy mi lekki niedosyt. Szczególnie, że ten był na styku i miałam w nim swoje szanse. Aczkolwiek nie będę rozpaczać, taki jest sport i tenis. Postaram się popracować nad tymi elementami, które dzisiaj zawiodły, tak by sezon na trawie zagrać lepiej niż w zeszłym roku - zakończyła reprezentantka Polski. Artur Gac, Paryż