Przed meczem trudno było wskazać faworytkę do awansu - "na papierze" mogła nią być liderka rankingu WTA, Iga Świątek. Polka miała jednak w ostatnim czasie swoje problemy, a we wcześniejszych spotkaniach US Open nie porywała grą. Pierwszy set pokazał, że Aryna Sabalenka faktycznia ma szansę na to, by ją pokonać - wygrała tę odsłonę 6:3. To, co działo się potem było już jednak prawdziwą sinusoidą emocji. Białorusinka ekspresowo opuściła kort Nasza zawodniczka po premierowej partii udała się na przerwę, z której wróciła kompletnie odmieniona. W drugim secie oddała Białorusince tylko jednego gema i wydawało się, że jest na dobrej drodze do tego, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Tak się ostatecznie stało, lecz nie bez dramaturgii. W decydującej partii Sabalenka zaczęła od przełamania, a po chwili prowadziła już 2:0. Świątek wyrównała, lecz chwilę potem historia się powtórzyła - 24-latka znów wygrała jej podanie, a następnie "poprawiła", broniąc własne. Przy stanie 4:2 dla "szóstki" światowego rankingu w sercach niektórych fanów optymizm mógł gasnąć. Polka pokazała jednak charakter wielkiej wojowniczki - raz jeszcze odwróciła losy spotkania, zwyciężając w kluczowym secie 6:4. Nic zatem dziwnego, że po ostatniej piłce meczu Świątek nie posiadała się z radości. Jej rywalka była z kolei wyraźnie poirytowana straconą szansą. Wymieniła z Polką uścisk dłoni, lecz na jej twarzy nie zagościł uśmiech. Jak pokazały kamery, zaledwie kilkanaście sekund później opuściła kort - błyskawicznie się spakowała i zeszła do szatni. - Trochę jak niepyszna. Nie ma co się dziwić, że jest zła - komentowali eksperci na antenie "Eurosportu". Dla Sabalenki porażka w takich okolicznościach jest niezwykle gorzka. Nigdy dotąd nie awansowała do finału turnieju wielkoszlemowego. Teraz sukces ten miała na wyciągnięcie ręki. Iga Świątek w finale zagra z Ons Jabeur, która rozprawiła się z Caroline Garcią.