W przyszłym tygodniu polscy tenisiści w meczu 1. rundy Grupy I Strefy Euro-afrykańskiej zmierzą się z Litwinami. W mediach pojawiają się głosy, że spotkanie w Płocku powinno być dla pana podopiecznych tylko rozgrzewką przed rywalizacją z Ukraińcami w kolejnej fazie zmagań. Radosław Szymanik: - Wszyscy naokoło mogą tak mówić. Zawodnicy są zorientowani o sile przeciwnika i na pewno żaden z nich nie myśli o tym meczu jako o spacerze czy rozgrzewce. Traktujemy go poważnie. To, że mamy przewagę rankingową, nie znaczy, iż Litwini przyjdą, położą się na korcie i się poddadzą. Na pewno zrobią wszystko, by jak najbardziej uprzykrzyć nam życie. Długo zastanawiał się pan nad wyborem składu na to spotkanie? - Nikogo nie skreślam, żeby to było jasne. Oczywiście, miałem wiele nieprzespanych nocy. Za mną dużo rozmów z zawodnikami i z moim teamem. To nie jest tak, że to mój indywidualny wybór. Dyskutuję z Alkiem Charpantidisem, który jest drugim trenerem i z resztą sztabu. Rozmawiam też ze szkoleniowcami wszystkich tenisistów. Zbieram informacje i podejmuje ostateczną decyzję. Nie jest to łatwe, gdy się ma taki urodzaj - z sześciu dobrych zawodników, z których każdy mógłby być w drużynie, trzeba wybrać czwórkę. Ten, kogo nie wybrałem, może poczuć się na chwilę odstawiony na bok, aczkolwiek każdemu powiedziałem wprost - każdy mecz jest nowym rozdaniem. Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski przez wiele lat tworzyli na korcie duet. Od tego sezonu występują z innymi partnerami deblowymi. Pierwszy wygrał jeden turniej, drugi z nich wciąż czeka na pierwszy tytuł w tym roku, ale pan powołał teraz tylko tego ostatniego. Dla niektórych to nieco zaskakujące. - Mariusz triumfował w imprezie w Memphis, to fakt, nie można mu tego odmówić. Aczkolwiek od początku sezonu do tamtego momentu nie wygrał meczu. Nie ma co dyskutować w ten sposób. Nie chodzi o to, czy ktoś zwyciężył w turnieju, czy zdobył więcej punktów. Bo w takiej sytuacji ja bym odpowiedział "ok, ale Marcin zdobył łącznie więcej punktów". Możemy się tak przepychać. Ja muszę oceniać, kto z kim gra i w jakim jest stanie zdrowotnym i mentalnym. Tych czynników jest dosyć dużo. To nie tak, że mamy listę rankingową, patrzymy na nią pewnego dnia i decydujemy. Ktoś może być wyżej na liście, ale może mieć nie najlepszy okres w karierze. Tak bywa. Fyrstenberg od wielu lat jest stałym uczestnikiem meczów w Pucharze Davisa. Po podjęciu decyzji o tym, że zabraknie go w składzie, rozmawiał z nim pan dłużej, wyjaśniając swój wybór? - Z Mariuszem jestem regularnie w kontakcie. Tydzień po sukcesie w Memphis, miał cztery piłki meczowe w Delray Beach i odpadł w 1. rundzie. Było mi smutno, bo on i Meksykanin Santiago Gonzalez przegrali z parą, którą tydzień wcześniej pokonali. To jest tenis, każdy tydzień to nowe otwarcie. To brutalna dyscyplina, nie ma tu remisu. W poniedziałek nikt nie pamięta, że ktoś dzień czy dwa wcześniej wygrał turniej, trzeba od nowa udowodniać swoją wyższość nad każdym kolejnym przeciwnikiem. W meczu z Litwą przed szansą debiutu stanie 19-letni Kamil Majchrzak. Sparingpartnerem będzie rok młodszy Hubert Hurkacz. To zapowiedź zmiany pokoleniowej w reprezentacji Polski? - Staram się, by młodzi zawodnicy towarzyszyli drużynie jako sparingpartnerzy. To dla nich sygnał, że są blisko. Chcę, żeby poznali bliżej ekipę i zobaczyli, jak to wygląda, jakie są emocje. To dla nich kolejny krok w rozwoju. W imprezie niższej kategorii nie mają tak dużej ekipy i doświadczenia innych osób. To, że taki tenisista przyjdzie do nas na trening, nie znaczy, iż będzie lepszy. Porozmawia jednak z lekarzem, z innym trenerem, poobserwuje innych zawodników, podyskutuje o swoich błędach, popyta starszych kolegów, którzy staną się jego bliskimi kolegami. Jeśli np. taki Hubert Hurkacz pojedzie na Roland Garros i okaże się, że ma kolegów, pogra z nimi, to będzie się czuł dużo pewniej. Dla młodego gracza to bardzo ważne, bo to dla niego nieznane środowisko. Tak się buduje zawodnika. Czy wspomniane decyzje personale nie wynikają też po części z coraz bardziej zaawansowanego wieku tenisistów, którzy od lat stanowią o sile reprezentacji? - Nie zwracam na to uwagi. Jeśli w deblu czołowe miejsca zajmują zawodnicy powyżej 35. roku życia, to nie będę patrzył w metrykę. Szwajcar Roger Federer też nie należy do nastolatków, a zajmuje czołowe miejsce w klasyfikacji ATP. Po poprzednim meczu Pucharu Davisa, gdy "Biało-czerwoni" przegrali w Warszawie z Chorwatami, atmosferę podgrzał wybuch złości Jerzego Janowicza na konferencji prasowej. Boi się pan, że w Płocku też padnie pytanie o oczekiwania, które w kwietniu tak zdenerwowało łodzianina? Nigdy się nie bałem takich pytań. Czasem tylko trzeba zrozumieć, że zawodnicy są ludźmi i mają swoje emocje i rozterki. Tylko tyle. - W niektórych wywiadach podkreślał pan, że rola kapitana w Pucharze Davisa różni się od funkcji trenera, który stale przebywa z zawodnikami, a do pana zadań należy przede wszystkim tworzenie atmosfery i budowanie nastroju. Ma pan na to swoje sposoby? - Są sytuacje, kiedy chcemy być odizolowani. Wąską ekipą idziemy na kolację i rozmawiamy o rzeczach, które zostają w naszym gronie. Mamy psychologa w drużynie, który przygotowuje materiały, ja też z nim rozmawiam. Ważne jest przebywanie w drużynie, u każdego widać zaangażowanie i motywację. Energia przekazywana jest z zawodnika na zawodnika. To dużo daje. Rozmawiała Agnieszka Niedziałek