Maks Kaśnikowski to obecnie polska rakieta numer trzy w męskim tenisie. Oczywiście za Hubertem Hurkaczem, ale także i Danielem Michalskim (ATP 275), który w United Cup jest rezerwowym. 20-latek spod Pruszkowa pod koniec października zdołał wskoczyć do trzeciej setki światowego rankingu, później z niej wypadł, ale potrzebuje jeszcze jednego skoku. Takiego o mniej więcej sto pozycji, by łapać się do kwalifikacji turniejów Wielkiego Szlema, ale i mieć pewny wstęp do wszystkich challengerów. A że grać w nich potrafi, pokazał już jesienią w Ortisei - doszedł w nim do finału, ogrywając po drodze czterech wyżej klasyfikowanych rywali. Rozstawiony Bułgar rywalem Polaka. Dwa lata różnicy, ale spora zaliczka w doświadczeniu Po blisko dwumiesięcznej przerwie nowy sezon rozpoczął w Portugalii - wybrał halowy turniej w Oeiras, miał tu być jednym z trzech Pokaków. Tyle że Kacper Żuk wycofał się z powodu kontuzji, a Martyn Pawelski nie przebrnął kwalifikacji. Losowanie też nie było dla Polaka jakoś szczególnie udane - Kaśnikowski trafił bowiem na rozstawionego z piątką Bułgara Adriana Andreewa. To zawodnik notowany dziś o 60 miejsc wyżej od Polaka, ale jeszcze we wrześniu był 183. na świecie. I dzięki temu miał możliwość w poprzednim roku gry w kwalifikacjach wszystkich czterech turniejów Wielkiego Szlema. Ani razu ich nie przebrnął, dwukrotnie dotarł do trzeciej rundy, ale zebrał spore doświadczenie. Polakowi z pewnością takiego brakuje. W swoich dwóch pierwszych gemach serwisowych Kaśnikowski dwukrotnie dał się przełamać, raz odpowiedział rywalowi tym samym. Sporo było w tym meczu zaciętych wymian, ale Polakowi brakowało postawienia kropki nad i. Miał break pointa na 2:2, później aż trzy na 3:3 - nie wykorzystał tych szans. Starszy o dwa lata od Kaśnikowskiego Bułgar wykorzystał tę sytuację - wygrał partię 6:3. Niesamowity tie-break w drugim secie. Polak już żegnał się z turniejem To była jednak dopiero namiastka dramatycznego, ponad półtoragodzinnego drugiego seta, pełnego zwrotów akcji. Polak świetnie wykorzystywał atut pierwszego serwisu, ale drugi szwankował na potęgę - Andreew był tu bardziej stabilny. Kaśnikowski już w pierwszym gemie miał cztery okazje do przełamania rywala - i znów ich nie wykorzystał. Bronił się jednak przy swoim podaniu, szli łeb w łeb. To jednak Polak wciąż gonił wynik - tak doszli do stanu 6:6. Tie-break nie układał się dla 20-latka dobrze, bo choć prowadził w nim 3:2, to za chwilę przegrał dwa swoje punkty serwisowe, a później Andreew podwyższył na 6:3. Miał trzy piłki setowe, tę ostatnią przy własnym podaniu - a jednak Kaśnikowski wytrzymał tę wojnę nerwów. Później Andreew prowadził 7:6, serwis Kaśnikowskiego dał Polakowi dwa punkty. Najciekawsza była akcja przy stanie 9:8 dla Andreewa - długa, w której w końcu Polak zaryzykował, zszedł do siatki i wolejem trafił w linię. Bułgar mógł piłkę odbić, ale... odpuścił - domagał się uznania autu. Przy remisie 9:9 Bułgar wywalczył jednak mini breaka, dostał szóstego meczbola, przy swoim serwisie. I... go nie wykorzystał! Wszystko się odwróciło, Polak zdobył trzy kolejne punkty, triumfował 12:10. Polak już nie zmarnował wielkiej szansy. Świetny trzeci set i zaciśnięta pięść na końcu. Jest awans! Kaśnikowski poszedł za ciosem, tym razem też dostał szansę na przełamanie na samym początku seta - i ją wreszcie wykorzystał. A później pilnował swojego podania. Miał nawet dwie okazje do zakończenia meczu przy stanie 5:2, ale wtedy Andreew zdołał się wybronić ryzykownymi atakami po narożnikach kortu. Za chwilę serwował jednak Kaśnikowski - zakończył mecz, który trwał ponad trzy godziny. W drugiej rundzie rywalem Polaka będzie grający z dziką kartą 30-letni Portugalczyk João Domingues (kiedyś 150. zawodnik listy ATP) lub Amerykanin Noah Rubin. Ten ostatni nie jest obecnie klasyfikowany, ale nieco ponad pięć lat temu był 125. w światowym rankingu. Challenger ATP 50 w Oeiras (korty twarde w hali). Pierwsza runda Maks Kaśnikowski (Polska) - Adrian Andreew (Bułgaria, 5) 3:6, 7:6 (10), 6:3.