Belgijka, triumfatorka z Paryża z 2003 roku, wywalczyła awans po meczu trwającym godzinę i 28 minut i w półfinale spotka się z Rosjanką Nadieżdą Pietrową (nr 7.). "Nie jestem faworytką, to zupełnie inny mecz i trochę inne korty, a to, że niedawno ją pokonałam nic nie znaczy. To bardzo trudna rywalka i muszę w czwartek zagrać swój najlepszy tenis, żeby ją pokonać" - powiedziała Henin-Hardenne, która trzy tygodnie temu pokonała Rosjankę w finale turnieju w Berlinie. Henin-Hardenne w tym sezonie nie przegrała jeszcze meczu na kortach ziemnych, a we wtorek wygrała 22. z rzędu mecz na tej nawierzchni. Przed przyjazdem do Paryża triumfowała w Charleston, warszawskim turnieju J&S Cup (z pulą nagród 585 tys. dol.) oraz w Berlinie. Poprzednio tenisistki te spotkały się w ćwierćfinale turnieju Masters Series w Miami i wtedy lepsza w trzech setach była Szarapowa. To była jedyna porażka jaką w tym sezonie odnotowała Henin-Hardenne. "Ona ma niesamowitą siłę uderzeń, która w połączeniu z niesamowitą precyzją daje wybuchową mieszankę. Trudno jej się przeciwstawić, gdy gra tak doskonale jak dziś i jest tak bardzo skoncentrowana na wygrywaniu każdej piłki - powiedziała Szarapowa. - Jeśli miałabym teraz wskazać zwyciężczynię tego turnieju, to bez wahania powiem, że ona nią będzie". Pietrowa pewnie wygrała we wtorek 6-2, 6-2 z Aną Ivanovic z Serbii i Czarnogóry (29.) i po raz drugi osiągnęła półfinał w Wielkim Szlemie. Poprzednio udało jej się to także w Paryżu, w 2003 roku. Wówczas przegrała z Belgijką Kim Clijsters. "Tym razem powinno być łatwiej, bo już tu raz grałam w ćwierćfinale. Wtedy to była dla mnie nowość i wielkie przeżycie, teraz jestem bardziej dojrzała i świadoma tego, że jest to skutek mojej ciężkiej pracy - powiedziała Pietrowa. - Tym razem czuję się tu swobodniej i nie myślę o wielu rzeczach, które wtedy niepotrzebnie rozpraszały moją uwagę. Jestem jaka jestem i gram dla rodziny i najbliższych przyjaciół, a to sprawia, że wszelkie oczekiwania publiczności są poza mną". We wtorek po raz pierwszy w karierze półfinał w Wielkim Szlemie osiągnęła także Jelena Lichowcewa (16.). 29-letnia Rosjanka przerwała zwycięski marsz młodszej o 14 lat Bułgarki Sesil Karatanczewej, pokonując ją 2-6, 6-4, 6-4. W drugim secie Karatanczewa prowadziła 4-3 i 30-0 i w tym momencie wyraźnie się usztywniła. "To był kluczowy moment, bo ona przestraszyła się, że może wygrać ten mecz. To była jedyna szansa na odwrócenie biegu wydarzeń i ja ją wykorzystałam - powiedziała Rosjanka. - Zresztą tak już jest w kobiecym tenisie, że wielkie znaczenie mają emocje. Ja na początku meczu byłam bardzo zdenerwowana i długo nie mogłam się wstrzelić we właściwy rytm uderzeń". W półfinale rywalką Lichowcewej będzie Mary Pierce (21.). Francuzka wyeliminowała we wtorek 6-3, 6-2 liderkę rankingu tenisistek, Amerykankę Lindsay Davenport. Mecz trwał 80 minut. W drugim secie Pierce prowadziła już 5-0 i nie wykorzystała jednego meczbola. W tym momencie, gdy tenisistki przygotowywały się do gry, na kort wtargnął roznegliżowany kibic, który na klatce piersiowej miał napisane- "Chirac musi odejść". Szybko został obezwładniony przez ochroniarzy, ale ten incydent trochę wytrącił z rytmu Francuzkę, która oddała rywalce dwa kolejne gemy. Był to 11. mecz Pierce z Davenport, ale dopiero po raz trzeci zwycięsko wyszła z tej rywalizacji Francuzka. 1/4 finału gry pojedynczej kobiet: Justine Henin-Hardenne (Belgia, 10) - Maria Szarapowa (Rosja, 2) 6-4, 6-2 Nadieżda Pietrowa (Rosja, 7) - Ana Ivanovic (Serbia i Czarnogóra, 29) 6-2, 6-2 Jelena Lichowcewa (Rosja, 16) - Sesil Karatanczewa (Bułgaria) 2-6, 6-4, 6-4 Mary Pierce (Francja, 21) - Lindsay Davenport (USA, 1) 6-3, 6-2.