Maks Kaśnikowski powolutku podąża śladami Huberta Hurkacza, który też w wieku 20 lat wykonał olbrzymi skok. Właśnie poprzez challengery, które są dużą szansą dla zawodników z trzeciej setki rankingu ATP na rywalizację z lepszymi zawodnikami. I solidne punktowanie, lepsze niż w zawodach ITF. 20-latek spod Pruszkowa wskoczył w pewnym momencie na 245. pozycję na liście, do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze awansu o około 25 miejsc. Tego nie udało się dokonać. Rywal Maksa Kaśnikowskiego pokonał w tym roku "sensację z Madrytu". I to dwukrotnie W tym tygodniu Kaśnikowski próbuje swoich sił w Macedonii Północnej - w turnieju Macedonian Open w Skopje. To challenger 75 z drabinką na 32 zawodników. Nie jest w niej zresztą jedynym Polakiem, w ostatniej chwili z gry w eliminacjach zwolniony został Kamil Majchrzak. Na kort wyszedł w momencie, gdy Kaśnikowski był bliski porażki w starciu z Brazylijczykiem Orlando Luzem. Niby Polak był o blisko 100 miejsc wyżej w rankingu ATP, stawiano go w roli faworyta, ale też trafił na rywala, który... nie chodzi z mączki. Po raz ostatni wystąpił na innej nawierzchni w listopadzie zeszłego roku (przegrał w challengerze w Brasilii z Cristianem Garinem), wcześniej... jesienią 2020 roku. A na kortach ziemnych potrafi zaskoczyć, w tym roku już dwukrotnie pokonał swojego rodaka Thiago Monteiro, który teraz jest w czołowej setce, sposobi się do Rolanda Garrosa, a w Madrycie ograł Stefanosa Tsitsipasa. Niesamowity drugi set. Cztery piłki meczowe Brazylijczyka, siedem setboli Polaka. Szalony spektakl w Skopje I tak jak się spodziewano, było to spotkanie zacięte. Pierwszy set trwał godzinę, zakończył się tie-breakiem, bo nie było ani jednego przełamania. Mało tego, obaj nie mieli nawet jednej okazji do "zabrania" serwisu rywalowi. W tie-breaku zaś Kaśnikowski stworzył sobie idealną sytuację, prowadził 5:3, miał przewagę małego przełamania. A przy stanie 5:4 sam serwował, mógł zakończyć seta. Tymczasem, przegrał te dwa punkty, a później kolejną wymianę - i całego seta. W drugiej partii Polak znalazł się w podbramkowej sytuacji. Szli łeb w łeb do stanu 4:4 i wtedy Luz wywalczył breaka. Za chwilę serwował po awans, prowadził 40:15. Polak dokonał cudu, nie dość, że obronił dwie piłki meczowe, to jeszcze po raz pierwszy wygrał gema przy podaniu rywala. Wyrównał, został w meczu. A przy stanie 6:5 sam miał nawet dwie piłki setowe. To nie był jednak szczyt emocji. W tie-breaku Kaśnikowski miał już kapitalną sytuację, wygrywał 6:3, serwował. I znów wszystko potoczyło się inaczej niż myślał, zmarnował te trzy setbole, przegrał cztery punkty z rzędu. I ponownie, nawet dwukrotnie, musiał bronić się przed odpadnięciem z turnieju. Koniec końców wygrał jednak tego seta 11:9, wykorzystał swoją siódmą szansę. Po 147 minutach wielkiej walki był remis 1:1. Można się było zastanawiać, który z zawodników wytrzyma to lepiej fizycznie. Odpadł w końcu Brazylijczyk, zaczął kuleć, gra sprawiała mu coraz więcej problemów. Aż wreszcie w siódmym gemie, gdy przegrywał 2:4 i 0:30, podszedł do siatki, pokazał, że to koniec. Po 195 minutach heroicznej walki Kaśnikowski wywalczył awans do drugiej rundy. W niej zmierzy się w środę z graczem z kwalifikacji (Austriak Neil Oberleitner) lub zawodnikiem z dziką kartą (Słoweniec Bor Artnak). Z kolei Kamil Majchrzak pokonał rozstawionego z ósemką Belga Gauthiera Onclina 6:2, 6:3.