W piątek w Stuttgarcie Iga Świątek musiała zagrać na swoim najwyższym poziomie, by uporać się z Emmą Raducanu. Brytyjka wiele miesięcy straciła na leczenie nadgarstków, od stycznia próbuje wrócić do światowej czołówki, a choć regularnie dostaje dzikie karty, nie jest o to łatwo. Tyle że w ostatnim czasie wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku, w Billie Jean King Cup poprowadziła swój zespół do listopadowego finału, wygrała we Francji z Diane Parry i Caroline Garcią. A w Stuttgarcie - z Angelique Kerber i Lindą Noskovą, czyli pogromczynią Igi Świątek z Australian Open. Później zaś wpadła na samą liderkę rankingu - choć nie dała rady awansować do półfinału, to za swoją grę zebrała sporo pochwał. Dobrze czuła się tak przy serwisie, jak i w roli returnującej, toczyła z Polką świetne wymiany. A Iga, zapytana o to, czy Raducanu może wrócić na szczyt, odpowiedziała tak: - Jest wiele czynników składających się na to, żeby być na szczycie, trzeba być konsekwentnym, to oczywiście niełatwe. Mam nadzieje, ze będzie zdolna to robić. Wielka szansa przed Emmą Raducanu. Jej ścieżka w Madrycie wyglądała naprawdę dobrze I zaledwie pięć dni po znakomitym meczu ze Świątek Raducanu zaczęła rywalizację w Madrycie. Na kortach, które teoretycznie powinny jej bardziej sprzyjać, bo są szybsze. Grała tu jedynie dwa lata temu, wtedy pokonała Terezę Martincovą i Martę Kostiuk, przegrała z Anheliną Kalininą. Teraz ambicje były większe, ale i losowanie dość sprzyjające: najpierw mało znana Argentynka María Carlé, później niespecjalnie imponująca formą Wieronika Kudiermietowa, wreszcie zawodząca ostatnio Jelena Ostapenko. I - co może zaskakiwać - była mistrzyni US Open "wyłożyła" się już na pierwszej przeszkodzie. Na dodatek w stylu, który daje dużo do myślenia. 24-letnia Argentynka María Carlé jeszcze we wrześniu zeszłego roku była 170. rakietą świata, grała w turniejach ITF. Na mączce miewała już jednak pojedyncze wyskoki, trzy lata temu wygrała w Billie Jean King Cup na wyjeździe tak z Jeleną Rybakiną, jak i Julią Putincewą. Wielki przełom przyszedł w ostatnich tygodniach: awansowała do czołowej setki, wygrała turniej WTA 125 w La Bisbal d'Emporda. Tyle że to nijak ma się do możliwości rozgromienia wręcz zawodniczki klasy Raducanu. Świetne spotkanie Argentynki, wielka gwiazda zaskoczona. Awans w kapitalnym stylu Argentynka zaskoczyła rywalkę już na samym początku - wygrała siedem pierwszych punktów w meczu. A później nie zwolniła tempa. Dopiero przy stanie 1:5 Raducanu pierwszy raz wygrała gema przy swoim podaniu, za chwilę zaś Carlé cieszyła się z wygrania całego seta. Dramatycznie wyglądały zaś dla Raducanu statystyki, gdy podawała: ledwie 55 procent wygranych punktów po pierwszym serwisie i... zero po drugim. Siedem akcji, siedem razy cieszyła się Argentynka. I jakby tego było mało, w drugiej partii niewiele się zmieniło. Raducanu może i w końcu zaczęła punktować po drugim serwisie (2/7), ale spadła jej skuteczność pierwszego. Tego, z którym tak duże problemy miała w piątek Iga Świątek. Gdy była zwyciężczyni US Open została przełamana na 1:2, a później na 1:4, jasne się stało, że dojdzie do sporej sensacji. I do niej doszło, María Carlé wygrała po raz drugi 6:2, awansowała do drugiej rundy.