W notowaniu listy najlepszych tenisistów świata, które zostanie opublikowane już jutro, Maks Kaśnikowski znajdzie się na 245. pozycji - zdecydowanie najwyższej w swojej karierze. Znów zdobył kilka punktów, tym razem w Splicie, pokonując wyżej notowanego od siebie Czecha Zdenka Kolářa. I aż szkoda, że później nie sprostał wielkiemu talentowi z Chorwacji Matejowi Dodigowi, który w domowym turnieju zawędrował do półfinału. Bo gdyby zawędrował tam Maks, mógłby już szykować się do pierwszych w karierze kwalifikacji Wielkiego Szlema. Magiczne miejsce w Portugalii. Tu młody Polak osiągnął największy sukces w karierze. Teraz wrócił Polak ma obecnie w dorobku 232 punkty. Ta 245. pozycja na ten moment prawdopodobnie nie da szansy gry o główną drabinkę w Paryżu i spore pieniądze, już na etapie kwalifikacji. Patrząc na poprzedni rok, Kaśnikowski musiałby podskoczyć o 20, a najlepiej 25 pozycji. Potrzebuje ponad 30 punktów, inaczej mówiąc - pięciu zwycięstw w Oeiras i awansu do półfinału. Pierwsze wywalczył, ale teraz z każdym meczem będzie już trudniej. To właśnie tu, ale w hali, młody Polak rozpoczął ten rok na korcie, od zmagań na twardej nawierzchni w hali. Osiągnął życiowy sukces, wygrał pierwszy raz zmagania w challengerze, pokonał cenionych dawniej lub teraz Portugalczyków: João Dominguesa, João Sousę czy Gastão Eliasa, a w meczu z Adrianem Andreewem bronił sześć piłek meczowych. To był pierwszy skok jakościowy, dał awans do trzeciej setki rankingu. I Kaśnikowski niemal z tygodnia na tydzień przesuwa się w górę rankingu, choć czasem też "odbija się" od lepszych zawodników. Jak w kilku turniejach w Indiach, jak w Hamburgu. 0:3 na zły początek, Kaśnikowski musiał odrabiać straty. Dramatyczna końcówka tie-breaka W Oeiras, a to challenger 125 z pulą nagród 148,6 tys. dolarów, musiał zacząć od dwustopniowych eliminacji. Na dzień dobry dostał Pedro Araujo - 22-letniego Portugalczyka z ósmej setki rankingu, któremu przyznano dziką kartą. I bynajmniej ten mecz na mączce nie okazał się dla naszego tenisisty spacerkiem. Polak z kłopotami wchodził w to spotkanie, został przełamany, za chwilę było już 0:3. Dopiero gdy zaczął funkcjonować jego pierwszy serwis, Araujo znalazł się w kłopotach. Kaśnikowski szybko odrobił tę stratę, później jednak musiał bronić piłki setowej przy stanie 4:5. Doprowadził ostatecznie do tie-breaka, w którym jednak trochę zawalił końcówkę. Bo zaczął dobrze, ale nie ten początek jest kluczowy w tenisie. Na szczęście później Kaśnikowski nie dał już rywalowi większych szans. Dwa kolejne sety wygrał bliźniaczo, po 6:3, ale były one jednak trochę inne. W drugim Polak szybko objął prowadzenie 5:0, Araujo wygrał w tym gemach ledwie sześć punktów. I nawet mimo chwilowego rozprężenia, doprowadził do decydującej rozgrywki. A w niej 20-latek spod Pruszkowa najpierw przełamał rywala na 2:1, później jeszcze na 5:2, choć szanse na to miał już wcześniej. Wygrał po blisko trzech godzinach spędzonych na korcie, zakończył mecz przy pierwszej okazji. Kluczowy mecz, później jeszcze... dwa kolejne. Stawką - eliminacje Rolanda Garrosa Aby zagrać w głównej części rywalizacji w Oeiras, Polak będzie musiał pokonać Belga Gauthiera Onclina. W rankingu ATP dzieli ich niewiele pozycji, rywal jest w dobrej dyspozycji, bo wygrał właśnie turniej ITF w Saint Dizier, ale jest też druga strona tego wszystkiego. Po pierwsze, był to kiepski turniej ITF M25, które Kaśnikowski omija już szerokim łukiem. A po drugie - na twardej nawierzchni, Belg z mączką zapoznaje się dopiero w Oeiras. Polak zaś rywalizuje na niej od kilku tygodni. Dla Kaśnikowskiego to turniej kluczowy - za chwilę zamkną się rankingi do kwalifikacji Rolanda Garrosa - formalnie powinny 29 kwietnia, ale tego dnia ich nie będzie, to w połowie zmagań w Madrycie. Polak musi więc coś jeszcze ugrać w Portugalii. Za wygranie turnieju dostaje się 125 punktów, za finał 64, za półfinał 35, za ćwierćfinał - już tylko 16. Jest więc o co grać.