Białorusinka nie zdecydowała się na start w Paryżu (pod neutralną flagą). Jak tłumaczyła, nie chciała kolejny raz w sezonie zmieniać nawierzchni, gdyż mogło to negatywnie wpłynąć na jej postawę. Zamiast tego wybrała start w turnieju WTA w Waszyngtonie. Radzi sobie tam bardzo dobrze - mimo początkowych problemów, wdarła się już do półfinału, a nocą z piątku na sobotę pokonała swoją rodaczkę, Wiktorię Azarenkę. Dla Sabalenki występ w Waszyngtonie jest bardzo ważny. Stawką jest nie tylko tytuł, ale i znaczące zbliżenie w rankingu WTA do drugiej aktualnie Coco Gauff. Jeżeli "Saba" sięgnie po trofeum, zbliży się do Amerykanki na zaledwie 142 punkty. Uwagę tenisistki z Mińska zaprząta jednak również co innego. Sabalenka w Waszyngtonie, ale wciąż "śledzi" Świątek Bacznym okiem śledzi ona zmagania na igrzyskach, w tym - poczynania Igi Świątek. Nasza reprezentantka, typowana jako "żelazna" kandydatka do złotego medalu, nieoczekiwanie w półfinale przegrała z Zheng Qinwen. W piątek powetowała sobie to niepowodzenie, bardzo pewnie wygrywając spotkanie o brązowy medal, jednak nie ukrywała, że cel był inny. "Czułam się, jakbym miała żałobę" - mówiła, odwołując się do porażki z Chinką. Co ciekawe, postawa Polki była dla Sabalenki sporym zaskoczeniem. Bez pardonu przyznała ona w trakcie konferencji prasowej po meczu z Azarenką, że... zakładała lepszy wynik naszej reprezentantki. Dodała przy tym, że Zheng i druga finalistka, Donna Vekić grają "kapitalny tenis", a finałowe spotkanie z pewnością będzie ucztą. Zapewniła też, że będzie ten mecz oglądać, o ile... nie pokryje się z jej spotkaniem. Finał rozegrany zostanie już dziś, nie wcześniej, niż o 15:30. Relacja "na żywo" w Interii.