W krótkiej przerwie między startami wróciła pani na chwilę do obowiązków szkolnych. A jaką ocenę za ostatni sprawdzian tenisowy, czyli turniej Grupy I Strefy Euro-afrykańskiej Pucharu Federacji w Zielonej Górze, wystawiłaby sobie sama Iga Świątek? Iga Świątek: - Chyba zasłużyłam na czwórkę. Mogło być lepiej, ale jest ok. Dała się pani poznać podczas tej imprezy także jako showmanka. Widać było, że dba pani o dobry kontakt z publicznością... - Chciałam pozostawić po sobie pozytywny ślad i starałam się zrobić show, ale z drugiej strony wiem, że przede wszystkim muszę dobrze grać na korcie. W pewnych momentach nie kontrolowałam swoich emocji i to trochę zepsuło mi występ. Ale najważniejsze, że ludziom się podobało i mam nadzieję, że się tym uratowałam. Nie miała pani zaś oporów, by wdawać się w dyskusję z sędziami, gdy nie zgadzała się z ich decyzjami... - Na tym turnieju popełniali takie błędy, że... Brakowało challenge'u, ale z drugiej strony tak to jest w Pucharze Federacji. Wspomniała pani o emocjach. Pod tym względem zawody w Zielonej Górze były dla pani chyba dość wyczerpujące... - Myślę, że tak. Musiałam się przełamać, uporać z brakiem pewności siebie, radzeniem sobie przy wyjściu poza własną strefę komfortu. Na koniec udało mi się to, ale żałuję, że nie wcześniej. Plusem jest to, że się rozkręcałam. Mógłby więc ten turniej trwać o dzień dłużej, to pewnie poszłoby mi jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że jak za rok przyjadę na Fed Cup, to od początku będzie dobrze. Kapitan polskiej reprezentacji Dawid Celt wspominał po jednym z meczów, że próbowali państwo pracować nad opanowaniem emocji. Głównie opierało się to na rozmowach z współpracującym z kadrą psychologiem Pawłem Habratem? - Z nim, ale i z trenerami tenisowymi. Oni także mają dużą wiedzę na ten temat. Korzystałam więc z rad ich wszystkich. Podczas swoich spotkań w Zielonej Górze mogła pani liczyć na głośny doping całego sztabu szkoleniowego. Na atmosferę chyba nie można było narzekać? - Wszyscy w tej grupie są pozytywni. Był bardzo fajny duch i energia. Mam nadzieję, że tak będzie już na każdym zgrupowaniu i występie w Pucharze Federacji. Mówiąc żartobliwie, wraz z Alicją Rosolską zadbały panie za sprawą dramatycznego przebiegu pojedynku deblowego, by mecz z Ukrainkami o trzecie miejsce nie był zbyt nudny. - Chciałyśmy skończyć to dużo szybciej i pewniej, ale cieszę się, że zagrałam taki mecz, bo one bardzo dużo uczą. Miałam okazję zobaczyć, jak w tych bardziej ekscytujących momentach zachowuje się Ala, jaki spokój zachowuje. Cieszę się, że zyskałam takie doświadczenie. Jest pani o 16 lat młodsza od Rosolskiej. Dało się odczuć tę różnicę wieku? - Nie, zupełnie. Ala jest wspaniałą osobą i dogada się z każdym. Jest otwarta, żeby dawać nam, młodszym, rady. To pani pierwszy w pełni dorosły sezon. Jakie ma pani odczucia po debiutanckim starcie w turnieju WTA i w seniorskiej imprezie wielkoszlemowej? - Było trochę takiego "wow", ale też byłam już wcześniej na Wielkim Szlemie i wiedziałam, jak to wszystko wygląda. Ale seniorski turniej tej rangi różni się od juniorskiego pod względem organizacyjnym... To przepaść? - Tak. Generalnie wiem więc już, jaka jest presja. Poznałam dużo nowych rzeczy, ale myślę, że jeszcze kilka turniejów i to stanie się dla mnie codziennością. Mijanie w szatni zawodniczek ze światowej czołówki to też coś nowego... - Tak, robi to wrażenie. Któreś z takich spotkań utkwiło szczególnie w pani pamięci? - Poznałam np. Venus Williams podczas imprezy WTA w Auckland. Dyrektor turnieju przedstawił mnie słynnej Amerykance. Zdziwiło mnie to, jak fajną osobą jest i że poświęciła czas na rozmowę ze mną. To w takim razie kolejne pani spotkanie z gwiazdą tenisa. Podczas balu triumfatorów ubiegłorocznego Wimbledonu jako najlepsza juniorka poznała pani osobiście Serba Novaka Djokovica. - Ale wtedy nie było czasu na rozmowę, a Venus poświęciła mi chwilę i to było wspaniałe. Czy przejście do dorosłego tenisa wiąże się z tym, że w pani życiu panuje pełen rygor? Czy jest jednak czas na jakieś drobne przyjemności? - Dążę do perfekcjonizmu w każdym aspekcie życia, ale wiem też, że to jest wykańczające i czasem trzeba sobie pozwolić również na chwilę relaksu. I nie trzeba mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek