Gdy we wtorek Jerzy Janowicz grał na korcie centralnym kompleksu tenisowego w Lasku Golęcińskim, na trybunach siedziało kilkaset osób. Dziś frekwencja była już znacznie mniejsza, bo też i we wtorek wszyscy nasi singliści pożegnali się z turniejem głównym. A to jednak on przyciąga kibiców na trybuny. Zostali polscy debliści, którym na szczęście poszło dzisiaj bardzo dobrze. Jest więc szansa, że kibice znów pojawią się na trybunach, by wspierać polskich graczy. Na pewno jeden z nich zagra w półfinale debla. Trzy wygrane mecze z udziałem Polaków Jedyne niepowodzenie w deblu zanotowali dziś Maks Kaśnikowski z Dawidem Taczałą - polski duet przegrał z norwesko-fińską parą Viktor Durasović - Patrik Niklas-Salminen 2-6, 3-6. Był to ostatni środowy pojedynek, ale tu Polacy zdecydowanie nie byli faworytami starcia. Mimo to mieli w początkowej fazie break pointy, mogli dobrze ułożyć sobie to spotkanie. Nie dość jednak, że ich nie wykorzystali, to sami zostali przełamani. A później wszystko potoczyło się już po myśli rywali. Durasović i Niklas-Salminen wygrali dwa ostatnie gemy w pierwszym secie i pięć kolejnych w drugim. Wtedy na krótko inicjatywę przejęli nasi gracze, ale już w ósmym gemie musieli bronić dwóch piłek meczowych. Wtedy im się jeszcze udało, w kolejnym - już nie. Pozostali polscy debliści wygrali swoje pojedynki, ale w międzynarodowych parach. Filip Peliwo razem z Ukraińcem Heorhijem Krawczenką pokonali Hindusów: Chandrasekara i Prashantha 6-4, 6-2. Sukcesu można się było spodziewać po występie Karola Drzewieckiego z Amerykaninem Alexem Lawsonem. To bowiem dwójka w turniejowej drabince - Niemca Lucasa Gercha i Courtneya Johna Locka z Zimbabwe pokonali pewnie 6-2, 6-3. Jedynie początek obu setów był wyrównany, a faworyci mieli drobne kłopoty przy swoim podaniu. - Broniliśmy wielu break pointów. Wyszliśmy z tego dobrymi serwisami, a nasza gra była solidna - podsumował Drzewiecki. Awans wywalczył też duet Hunter Reese - Szymon Walków. W ćwierćfinałach jeden z Polaków na pewno będzie się cieszył - albo Peliwo, albo Drzewiecki. Jeden z faworytów odpadł, drugi - awansował W turnieju singlowym awans do ćwierćfinału wywalczył jeden z głównych faworytów: Chun-hsin Tseng z Tajwanu. Zwycięzca dwóch juniorskich turniejów wielkoszlemowych musiał się jednak mocno namęczyć, bo doświadczony Bośniak Aldin Sektić sprawił mu spore kłopoty. Samo spotkanie było wyrównane i dość długie - mimo dwóch setów, trwało blisko 2,5 godziny. W pierwszym secie Tseng prowadził już 4-2, ale dał się przełamać w ósmym gemie. Sam dokonał tego po raz drugi w jedenastym gemie, a później pewnie zamknął seta. W drugiej partii to reprezentant Tajwanu częściej był w opałach - sześciokrotnie mógł zostać przełamany, jeszcze przed tie-breakiem bronił trzech piłek setowych. Doprowadził jednak do stanu 6-6. W tie-breaku Bośniak wygrywał 5-1, a jednak przegrał 7-9. Były lider juniorskiego rankingu był po prostu bardziej dokładny. - Dziś był bardzo trudny mecz, bo mój przeciwnik świetnie serwował. Nie miałem wielu okazji przy jego podaniu i dlatego wynik był wyrównany. Kluczem do tego zwycięstwa było moje nastawienie mentalne, szczególnie w końcówce. - podsumował Tseng. Z turniejem pożegnał się Szwajcar Henri Laaksonen, rozstawiony z trójką. Gładko przegrał z Aleksandrem Szewczenką 2-6 i 1-6. Czwartkowe spotkania rozpoczną się o godz. 11 - wtedy na kort wyjdzie faworyt całego turnieju, Francuz Arthur Rinderknech. Interia jest patronem Poznań Open.