Majchrzak (197. ATP) przegrał z Argentyńczykiem Pedro Cachinim (282. ATP) 6:7 (2-7), 1:6, a Marek (1690. ATP) uległ rozstawionemu z numerem 8. Hiszpanowi Danielowi Gimeno-Traverowi (183. ATP) 5:7, 4:6. - Kluczem był pierwszy set, który powinien zakończyć się moim zwycięstwem. Niestety, dwa razy podałem rywalowi rękę, a on później nie był w stosunku do mnie tak wyrozumiały. Dwa razy miałem przewagę przełamania, ale ją oddałem i w tie-breaku Cachin już dominował. Gdybym wygrał pierwszą partię, druga też poszłaby szybko, ale w moją stronę. Przykro mi, że zawiodłem kibiców, trenerów i siebie - skomentował Majchrzak. 22-letni zawodnik nie ukrywał, że ceglasta nawierzchnia nie zalicza się do jego ulubionych, a w czasie rozgrywanego w niesamowitym upale meczu nie czuł się najlepiej pod względem fizycznym. - Preferuję grę na szybszych nawierzchniach. Na ziemi trzeba mieć kończące uderzenie i być atletą. A w Gdyni warunki były spartańskie, jednak to nie powinno mieć na mnie negatywnego wpływu, bo kiedyś w Australii przegrałem trzeciego seta 5:7, ale byłem w świetnej dyspozycji i spokojnie mogłem rozegrać jeszcze dwie partie. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek czuł się tak fatalnie jak dzisiaj. Mam jednak nadzieję, że to niepowodzenie powetuję sobie w deblu, w którym występuję z Jankiem Zielińskim - dodał. Bliżej wywalczenia awansu do drugiej rundy był Marek, który dość wysoko zawiesił poprzeczkę starszemu o 16 lat Gimeno-Traverowi. - Po meczu nie mogłem jednak złapać oddechu, bo Hiszpan narzucił niesamowite tempo. Nie grałem jeszcze z zawodnikiem tej klasy, który był kiedyś 48. w światowym rankingu i dotarł też do czwartej rundy US Open. W pierwszym secie przegrywałem 1:4, ale doprowadziłem do remisu 4:4, a przy stanie 5:5 to ja serwowałem i szkoda, że nie udało mi się wygrać, bo może mecz inaczej by się potoczył - zauważył. W przeciwieństwie do Majchrzaka 17-letni tenisista nie był rozczarowany swoją postawą. - Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że ze swojej gry, a także podejścia mogę być zadowolony. Zobaczyłem, że do wysokiego poziomu nie brakuje mi wiele, brakuje mi natomiast głównie spokoju, bo gra była wyrównana. Nie zachowałem jednak chłodnej głowy, bo momentami poczynałem sobie zbyt nerwowo i chciałem za szybko kończyć swoje akcje. Gdybym spokojnie je rozgrywał i bardziej wierzył w siebie, to mógłbym nawet wygrać ten mecz - przyznał. Marek dostał "dziką kartę" przeznaczoną dla Jerzego Janowicza, który wycofał się z turnieju. Niewiele jednak brakowało, aby zamiast do Gdyni pojechał do Chorwacji. - Mama już kupowała wczasy, ale wakacje będę musiał odłożyć na później, bo niebawem czeka mnie także start w juniorskim US Open. Dziękuję dyrektorowi Mariuszowi Fyrstenbergowi i trenerowi Radosławowi Szymanikowi, dzięki którym miałem okazję rywalizować w Sopot Open. Dla mnie to jest wielki turniej i możliwość zagrania w nim to było niesamowite przeżycie i doświadczenie - podkreślił. W 1/18 finału z Gimeno-Traverem zagra Daniel Michalski (1591. ATP), który w pierwszej rundzie pokonał Michała Dembka (421. ATP) 6:2, 6:4. Ich spotkanie zaplanowano dopiero w czwartek, natomiast w środę w czwartym meczu na korcie centralnym, ale nie wcześniej niż o godzinie 17, wystąpi Ciaś, którego rywalem w walce o awans do ćwierćfinału będzie rozstawiony z numerem sześć Niemiec Oscar Otte. W drugiej rundzie znaleźli się także dwaj najwyżej rozstawieni zawodnicy. Turniejowa "jedynka" Boliwijczyk Hugo Dellien (100. ATP) pokonał Ukraińca Władysława Manafowa (167. ATP) 7:5, 3:0 i krecz rywala, a Włoch Paulo Lorenzi (110. ATP) wyeliminował 6:3, 6:0 Hiszpana Nicola Kuhna (359. ATP).