Jan Oblak zakończył już sezon piłkarski w Atletico Madryt, ma teraz wolne, więc czas spędza w Paryżu ze swoją partnerką Olgą Danilović. To 34. zawodniczka świata, była blisko rozstawienia w Paryżu, a potrafi tu grać istne horrory. Rok temu stoczyła takie dwa: najpierw ograła Danielle Collins, później Donnę Vekić, choć zaczęła od 0:6. Zagrała wtedy siedem spotkań, od kwalifikacji, dotrwała do czwartej rundy. A jesienią wygrała pierwszy zawodowy turniej z głównej serii WTA - w Kantonie. Teraz w Paryżu też ma za sobą już jeden bardzo emocjonalny pojedynek, znów trafiła bowiem na Collins. Amerykanka, po dobrym występie w Strasburgu, a przede wszystkim po ograniu Igi Świątek w Rzymie, wydawała się być faworytką. A jednak przegrała ten znów trzysetowy bój, 4:6 oddała ostatniego seta. I to nie ona zagrała z liderką światowego rankingu. Co innego jednak grać z Collins, a co innego z Sabalenką, która ewidentnie celuje w tytuł w Paryżu. Przez dwie pierwsze rundy przeszła migiem, Kamilli Rachimowej oddała jednego gema, Jil Teichmann - cztery. Choć w meczu ze Szwajcarką miała bardzo kiepski początek, przegrywała już 1:3 i 0-30. Ale gdy wszystkie tryby zaczęły pracować w normalnym rytmie, rywalka była bez szans. Roland Garros. Olga Danilović rywalką Aryna Sabalenki w meczu na Phillipe-Chatrier. Stawką czwarta runda W piątek na Phillipe-Chatrier nie było takiej blokady czy opóźnienia w pracy liderki rankingu WTA. Sabalenka zaczęła od bardzo mocnego uderzenia, Serbka nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Widać było, że chce zmusić Arynę do biegania, już w drugim gemie spróbowała dwukrotnie zagrać skróty. I oba wylądowały na siatce. Gdy czwartego gema Serbka oddała podwójnym błędem serwisowym, była mocno podłamana. Uderzyła rakietą w nogę, przeżywała ten trochę jednak wstydliwy wynik. I nie chodzi o to, że było 0:4 w gemach, bo to się zdarza w starciach z Sabalenką. A ona pierwszy raz w karierze grała z aktualną liderką rankingu. Sęk w tym, że spośród 20 akcji wygrała zaledwie cztery. Za chwilę zaś zrobiło się 0:5 i 0-15. Wszystko wskazywało, że kibice w Paryżu zobaczą bajgla w zaledwie 20 minut. To wtedy też kamery pokazały Oblaka, który krzyczał "dalej!". Ten szósty gem trochę się jednak zmienił. Po części dlatego, że Białorusinka zgubiła koncentrację. Ale też i Danilović zaczęła uderzać bliżej linii, wymuszała powoli większą presję. Wygrała gema, za moment przełamała rywalkę, posyłając dwie piłki niemal w narożnik kortu. Za ciosem już nie poszła, jej podwójny błąd w ósmym gemie zakończył seta (2:6). Niemniej dostała jakiś punkt zaczepienia w tym spotkaniu. Trzeba oddać byłej podopiecznej Tomasza Wiktorowskiego, bo Serbka pracowała z polskim trenerem na przełomie 2019 i 2020 roku, że jednak była w stanie zmusić do wysiłku 27-latkę z Mińska. Nie poddała się, gdy zrobiło się 1:3 z przełamaniem. Za moment zdołała odrobić tę stratę, a nawet wyrównać na 3:3. Musiała grać na granicy maksymalnego ryzyka blisko linii, atakować. Coś, o co w starciach z Sabalenkę, też wywołującą presję, jest bardzo trudno. Sprawę przesądził jednak ósmy gem, w którym Danilović obroniłą dwa break pointy, sama miała dwie szanse na wyrównanie na 4:4. Nie zdołała tego uczynić, a Białorusinka już następnego prezentu nie dostarczyła. Aryna triumfowała 6:2, 6:3, zajęło jej to 79 minut. W meczu o ćwierćfinał Sabalenka zagra z Amandą Anisimovą. I może to by bardzo ciekawe starcie, Amerykanka wygrała pięć z siedmiu bezpośrednich potyczek między nimi.