Lulu Sun przyszła na świat w znanym z turystyki mieście Te Anau w wyspiarskim kraju, położonym na południowo-zachodnim Pacyfiku. W 2018 roku została finalistką Australian Open w grze podwójnej dziewcząt, ale po przejściu do zawodowego touru dotąd nie było o niej specjalnie głośno. Aż przyszedł 2024 roku i mierząca 173 cm wzrostu leworęczna zawodniczka nieśmiało zaczęła wychodzić z cienia. W pierwszym wielkoszlemowym turnieju, Australian Open, zagrała w pierwszej rundzie i dotąd był to jej największy sukces w najbardziej prestiżowych turniejach. W Paryżu spisała się znacznie słabiej, docierając tylko do drugiej rundy kwalifikacji i... Nagle spektakularnie przywitała się ze światem w Londynie. Lulu Sun robi furorę w Londynie. "Jest tam więcej owiec i jeleni niż ludzi" Sun była autorką jednej z najgłośniejszych sensacji w pierwszej rundzie. Nowozelandka wyeliminowała finalistkę Australian Open, notowaną na 8. miejscu na świecie Qinwen Zheng. Chinka przegrała ze 123. w rankingu WTA Sun 6:4, 2:6, 4:6. I poszła za ciosem, w kolejnym meczu poradziła sobie z Ukrainką Juliją Starodubcewą, a następnie odprawiła z kwitkiem inną z Chinek Lin Zhu. I nagle bardzo głośno zrobiło się przy Church Road o Sun. Dlaczego? Nie tylko z powodu jej wyników, ale także dlatego, że w spotkaniu 4. rundy drabinka turniejowa skrzyżowała jej drogi z ulubienicą angielskiej publiczności, Emmą Raducanu. I to wszystko sprawiło, że przed starciem ze zwyciężczynią US Open z 2021 roku dziennikarze zapragnęli lepiej poznać reprezentantkę Nowej Zelandii, w której żyłach płynie mieszanka wielu krwi. Co, notabene, łączy ją z mającą rumuńsko-chińskie pochodzenia Raducanu. - Urodziłam się na południu Nowej Zelandii, w bardzo małym miasteczku. Praktycznie jest tam więcej owiec i jeleni niż ludzi. Spędziłam tam kilka lat z moją babcią i mamą, a później przeprowadziłam się do Szanghaju. Zostałam tam na okres przedszkola, aż przyszła przeprowadzka do Szwajcarii. Moja mama zawsze była bardzo zainteresowana edukacją, więc regularnie mówiła, że sport i wszystko, o czym marzę jest ważne, ale ważne jest również zdobycie wykształcenia - opowiadała Sun, absolwentka studiów w Teksasie. Następnie odniosła się do kwestii swoich ojców. - Mój tata jest Chorwatem, a mój ojczym jest pół Niemcem, pół Anglikiem, więc jest także stąd - roześmiała się 23-latka. - Dorastając w Szwajcarii nie spędziłam tam zbyt wiele czasu, bo zaczęłam grać coraz więcej w zawodach juniorskich. A kiedy podróżowałam, to w zasadzie nie miałam okazji być w domu na treningach. Można powiedzieć, że w zasadzie cały czas podróżuję - powiedziała coraz bardziej znana obywatelka świata. Zawodniczka, której mama jest Chinką, włada trzema językami: angielskim, chińskim oraz chorwackim. Natomiast fakt wielokulturowości pomaga Lulu również w sporcie, wpływając na jej umiejętności tenisowe. Lulu Sun wprost o swojej multikulturowości. "Jest to dobra kombinacja" Fakt, że jako pierwsza Nowozelandka od 1959 roku dotarła do czwartej rundy Wimbledonu, skomentowała następująco: - To coś, co zdecydowanie nie zdarza się często i jestem super wdzięczna, że znalazłam się w takiej sytuacji. Zdecydowanie czuję wsparcie ze strony ludzi i nowozelandzkiej federacji - radowała się 23-latka, nie ukrywając, że dotychczasowy występ na Wimbledonie przerósł jej oczekiwania. - Tak, zdecydowanie. Nie spodziewałam się, że będę grała tutaj na tym etapie turnieju, ale po prostu koncentrowałam się mecz po meczu - nieco onieśmielona odparła Lulu Sun. *** Transmisje z Wimbledonu dostępne wyłącznie na sportowych antenach Polsatu, w streamingu internetowym na platformie Polsat Box Go oraz na stronie polsatsport.pl. Najważniejsze informacje dotyczące turnieju oraz relacje tekstowe ze spotkań z udziałem reprezentantów Polski można śledzić na stronie Interii za pośrednictwem specjalnej zakładki. Artur Gac, Wimbledon