Po finale Australian Open głośno zrobiło się o Qinwen Zheng. Na australijskich kortach Chinka radziła sobie znakomicie i dotarła aż do finału. W nim musiała uznać jednak wyższość Aryny Sabalenki. Był to jednak jej najlepszy w karierze występ w turnieju wielkoszlemowym. Sukces znalazł odzwierciedlenie w rankingu WTA - Zheng "wdrapała się" na 7. pozycję. Nigdy jeszcze tak wysoko nie była. Od tamtej pory 21-latka radziła sobie ze zmiennym szczęściem. W Madrycie musiała kreczować już w 1. rundzie, za to w Rzymie dotarła do ćwierćfinału, z którym przegrała z Coco Gauff. Jej występ w pierwszym w tym sezonie turnieju na korcie trawiastym - w Berlinie spotkał się z ogromnym zawodem ze strony kibiców. Qinwen Zheng "odbiła się" od Wimbledonu. Sensacyjna porażka już w 1. rundzie Zheng poległa już w 1/8 finału z Kateriną Siniakovą. Napawało to niepokojem przed startem w Wimbledonie, po którym tenisistka wiele sobie obiecywała. W pierwszej rundzie trafiła na notowaną o 115 pozycji niżej Lulu Sun. Szybko okazało się, że nie będzie to łatwa przeprawa. O ile w pierwszym secie po całkiem niezłej grze 8. zawodniczka rankingu triumfowała 6:4, o tyle w drugim sprawy zaczęły obracać się na jej niekorzyść. W szóstym gemie dała się przełamać Nowozelandce, a ta wyszła na prowadzenie 4:2. Nie oddała go już do końca. Sun wygrała dwa kolejne gemy i doprowadziła do stanu 1:1 w setach. Dopiero co życiowy sukces, a tu jeszcze taki triumf. Finalistka Wimbledonu za burtą W poczynania Zheng wyraźnie wkradała się coraz większa panika. W efekcie tego musiała bardzo pilnować się przy swoim serwisie. Sun dwukrotnie miała szansę na break point, ale Chince udawało się wyjść z opresji. "Stalowych nerwów" zabrakło jej jednak w kluczowym momencie. 21-latka przegrała swój serwis w dziesiątym gemie i tym samym poległa 6:4, 2:6, 4:6. Pierwsza sensacja na tegorocznym Wimbledonie stała się faktem.