W wypełnionym do ostatniego miejsca Rod Laver Arena kibice liczyli, że w końcu, po 29 latach, Australijczyk wygra turniej u siebie w kraju. Ich nadzieje rozbudził dodatkowo pierwszy set, w którym Hewitt łatwo zwyciężył do jednego. Potem na korcie rządził Rosjanin, któremu w trzecim podejściu udało się wreszcie wygrać w Melbourne. - Gratuluję ci Lleytonie wspaniałych dwóch tygodni. Nie będę ukrywał jednak radości z tego, że dzisiaj byłem od ciebie trochę lepszy. To nie jest łatwe, biorąc pod uwagę twój tenisowy talent i to, że walczysz zawzięcie o każdy punkt i to do samego końca - powiedział Safin, po odebraniu pucharu z rąk byłego australijskiego tenisisty Kena Rosewalla. - Może to trochę szablonowe, ale chciałbym serdecznie podziękować organizatorom, sędziom, dzieciom do podawania piłek i sponsorom, a także całej publiczności, chociaż jestem przekonany, że 90 procent z was przyszła tu dla Hewitta - dodał Rosjanin, który za zwycięstwo odebrał czek na 1 206 260 dolarów australijskich (ok. 935 tys. euro). Safin przegrywał w finałach Australian Open w 2002 (z Thomasem Johanssonem) i 2004 roku (z Rogerem Federerem). W tegorocznej edycji nie było już jednak silnych na Rosjanina. 25-letni zawodnik w półfinale turnieju pokonał, po morderczym pięciosetowym pojedynku, numer jeden światowego tenisa Szwajcara Federera, dlatego to on był faworytem niedzielnego spotkania. Safin, podobnie jak w meczu z Federerem, w finale rozkręcał się powoli. O pierwszym secie Rosjanin chciałby chyba jak najszybciej zapomnieć. Po 23 minutach Hewitt wygrał go 6-1, dwa razy przełamując rywala (w drugim i szóstym gemie). Rosjanin popełnił w tej partii aż 13 niewymuszonych błędów, przy tylko jednym Australijczyka. - W pierwszym secie nawet przez chwilę nie wierzyłem w to, że mogę wygrać ten mecz. W pewnym momencie zacząłem nawet myśleć, że to będzie mój kolejny przegrany finał tutaj - powiedział Rosjanin. - Na początku nie potrafiłem zapanować nad nerwami i nie radziłem sobie z presją publiczności, która konsekwentnie wspierała Hewitta. W drugim secie mieliśmy tylko jedno przełamanie. Hewitt stracił swoje podanie w czwartym gemie, ale to wystarczyło. Potem obaj tenisiści wygrywali swoje serwisy, a to oznaczało, że Safin został zwycięzcą tej partii. Trzeci set rozpoczął się bardzo dobrze dla reprezentanta gospodarzy. Hewitt przełamał Rosjanina w drugim gemie i w pewnym momencie prowadził nawet 4-1. Od tego momentu Australijczyk przegrał jednak siedem gemów z rzędu, tracąc trzecią partię i pierwszego gema czwartej. To ostatnie przełamanie zadecydowało o wyniku tegorocznego turnieju. Hewittowi nie udało się już odrobić breaka i Safin mógł się cieszyć ze zwycięstwa w drugim Wielkim Szlemie (poprzednio US Open 2000). Był to 11. pojedynek Safina z Hewittem i po raz szósty zwycięsko z tej rywalizacji wyszedł Rosjanin. Po raz pierwszy w historii Australian Open finał turnieju mężczyzn rozegrano w ramach wieczornej sesji, przy sztucznym oświetleniu na Rod Laver Arena. - To żaden wstyd przegrać z takim graczem jak Marat, który pokonał wcześniej aktualnie najlepszego tenisistę świata. Tutaj potwierdził powrót wielkiej formy, jaką zaprezentował już pod koniec ubiegłego sezonu. Z pewnością zasłużył na to zwycięstwo - powiedział Hewitt. - Ja dokonałem czegoś niemal niemożliwego, bo przecież wcześniej nie udało mi się tu przejść czwartej rundy. Za rok zamierzam pójść o krok dalej niż to zrobiłem w tym tygodniu. W niedzielę po południu Safin otrzymał sms-a z życzeniami powodzenia w finale. Wysłał go Jewgienij Kafielnikow, który jako pierwszy Rosjanin triumfował w Wielkim Szlemie. W 1996 roku tenisista z Soczi zwyciężył na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa, w trzy lata później wygrał Australian Open. Marat Safin (Rosja, 4.) - Lleyton Hewitt (Australia, 3.) 1-6, 6-3, 6-4, 6-4