Sobotnie starcie ułożyło się w wymarzony sposób dla postronnych kibiców. Zawodniczki rozegrały aż trzy sety, spośród których najwięcej emocji wygenerował ten ostatni. Dość długo zmierzał on do super tie-breaka. Nagle na wyżyny swoich umiejętności wspięła się bardziej doświadczona Amerykanka. 29-latka przełamała wyżej notowaną rywalkę przy prowadzeniu 6:5 w gemach, dzięki czemu dopiero po raz pierwszy w karierze triumfowała w Wielkim Szlemie. Ekspresowo zalała się łzami. Aryna Sabalenka z kolei wpadła w furię, roztrzaskała rakietę i zakryła twarz w ręczniku. W nieco lepszym humorze Białorusinka była już na pomeczowej dekoracji. Zaczęła nawet żartować ze sztabu szkoleniowego. "Powinnam coś powiedzieć mojemu teamowi? Jak zawsze, to wasza wina. Nie chcę was widzieć przez następny tydzień, nienawidzę was! Ale tak poważnie, bardzo dziękuję za wszystko, co dla mnie robicie, bla, bla bla. Myślę, że zrobiliśmy tyle, ile się dało. Madison grała niesamowicie. Następnym razem zaprezentuję się lepiej. Kocham was - mimo że przegraliśmy" - przyznała, po czym mikrofon przejęła zwyciężczyni. Aryna Sabalenka znów zabrała głos po przegranym finale. Jest szalenie zmotywowana Liderka WTA na tym nie poprzestała. Nie od dziś wiadomo, iż bardzo ważni są dla niej kibice, dlatego to właśnie do nich zwróciła się w mediach społecznościowych. W Melbourne było wtedy około trzydziestu minut do północy. "Australio, dziękujemy za gościnność przez ostatnie dwa tygodnie. Atmosfera, którą dla mnie tworzycie na każdym meczu sprawia, że czuję się jak w domu, a bez Was nie dałabym rady! Do mojego zespołu, odezwę się za tydzień..." - napisała. Nie zabrakło też przekazu do najważniejszych rywalek, czyli chociażby Igi Świątek. "Chociaż nie takiego wyniku chciałam, to cieszę się, że będę pracować dalej i wracam jeszcze silniejsza" - zapowiedziała krótko, lecz treściwie. Białorusinka po zmaganiach w Melbourne utrzymała się na pierwszym miejscu w zestawieniu WTA. W rankingu live Polka traci do niej 186 punktów.