Sabalenka czekała, na korcie decydowały się losy. A jednak Słowaczka. Awans niżej notowanej
Walka o pozycję światowej jedynki wkracza w kobiecych zmaganiach wkracza w decydującą fazę - być może tę najlepszą w całym sezonie poznamy już w tym tygodniu, w trakcie rywalizacji w Wuhanie. A szansą mają tylko dwie gwiazdy: Aryna Sabalenka i Iga Świątek. Przy czym Polka jest w znacznie gorszej sytuacji, nie może w tej chińskiej metropolii odpaść wcześniej niż Białorusinka. Stąd tak bardzo interesujące są losy światowej jedynki i dwójki. Iga we wtorek zacznie zmagania, Aryna chwilę później dowiedziała się, co będzie ją czekało w środę.

Aryna Sabalenka ma w rankingu WTA Race, oddającym sytuację tylko w tym sezonie, niemal 1500 punktów przewagi nad Igą Świątek. WTA w Wuhanie jest ostatnim klasycznym turniejem w tym roku, do którego liderka i wiceliderka rankingu przystąpiły, kolejne zawody WTA 500 w Ningbo i Tokio odbędą się już bez nich.
To zaś oznacza, że skoro w Rijadzie do zdobycia będzie maksymalnie 1500 punktów, w przypadku pięciu zwycięstw, Iga wciąż ma jeszcze szansę na zdystansowanie Białorusinki. Jej strata do rywalki nie może się jednak powiększyć w Chinach.
Polka tym razem zaczyna turniej o dzień wcześniej. Sabalenka dopiero we wtorek poznała swoją pierwszą przeciwniczkę. I przystąpi do rywalizacji trochę w ciemno, bo z nieobliczalną Rebeccą Sramkovą dotąd nie grała. Mimo że obie są w podobnym wieku i od lat rywalizując w zawodowym tourze.
WTA Wuhan. Dwugodzinne oczekiwanie Aryny Sabalenki. Na korcie numer dwa sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie
Polka we wtorek zmierzy się z Marie Bouzkovą, którą pokonała w zeszłorocznym French Open. I będzie też faworytką w Chinach.
W teorii zdecydowaną faworytką powinna też być w meczu drugiej rundy Sabalenka, która ten turniej wygrała już trzykrotnie i ma w Wuhanie bilans 17:0. Jest jednak jeden drobny szczegół.

Gdy Aryna triumfowała tu w 2018, 2019 i 2024 roku, zawsze chwilę wcześniej grała w innych miejscach, była w rytmie meczowym. Teraz po US Open zrobiła sobie dłuższą przerwę, zrezygnowała nawet z gry w Pekinie, tłumacząc to oficjalnie "drobną kontuzją". Mimo że to turniej obowiązkowy i do punktacji w jej przypadku trafiło zero.
Po miesięcznej przerwie zawodniczki zwykle muszą "odrdzewieć", sparingi nie zastępują regularnych meczów.
Losowanie dla Białorusinki nie było zbyt szczęśliwie, po jej stronie drabinki znalazły się m.in. Jelena Rybakina (ćwierćfinał) i Amanda Anisimova (półfinał). W poniedziałek wieczorem Amerykanka wycofała się jednak z rywalizacji. Pierwszą przeciwniczkę Sabalenki miał wyłonić pojedynek Anny Kalinskiej z Rebeccą Sramkovą.
Słowaczka z Rosjanką dotąd nie grały, faworytką była Kalinska, znacznie wyżej notowana od rywalki. Polscy kibice kojarzą ją zapewne z dwóch niedawnych potyczek z Igą Świątek, najpierw w Cincinnati, później w Nowym Jorku. Obu przez Polkę wygranych, choć po walce.
W Pekinie też mogło dojść do takiej konfrontacji, ale Kalinska niespodziewanie uległa po trzysetowej batalii Camili Osorio. Dziś scenariusz był bardzo podobny.
Słowaczka lepiej wkroczyła w to spotkanie, szybko uzyskała dwa przełamania, odskoczyła na 5:1. Wygrała seta 6:2, w drugim też prowadziła z przełamaniem. I stało się to, czego doświadczyła na korcie obok Shuai Zhang, która walczyła z Emmą Navarro. Nagle sytuacja zaczęła się zmieniać, Rosjanka przejęła kontrolę nad grą, wygrała pięć z sześciu kolejnych gemów. A to sprawiło, że wyrównała stan meczu (6:3).
Z Kalinską Sabalenka już dwukrotnie w przeszłości przegrywała, teraz wszystko wskazywało na to, że dojdzie do szóstej ich konfrontacji. Rosjanka miała przewagę breaka, prowadziła 3:2, serwowała. I... się zacięła.
Do końca meczu gemy zdobywała już tylko Sramkova, to ona wygrała po 121 minutach 6:2, 3:6, 6:3.
W nagrodę w środę rano polskiego czasu zagra z Sabalenką.













