Nie milkną echa potężnego zamieszania związanego ze słabą organizacją prestiżowego turnieju w Montrealu. Szczególny niesmak pozostawi fakt, w jaki sposób układano harmonogram imprezy. O tym, że kierownictwo WTA się nie popisało, w dobitny sposób świadczy fakt, że pomiędzy zakończeniem jednego z meczów półfinałowych, a rozpoczęciem finału minęło zaledwie dwie godziny i 15 minut. Zawodniczki biorące udział w imprezie nie kryły swojego rozczarowania decyzjami podjętymi przez organizatorów. Wspólnym głosem podkreślały, że ich zdrowie zostało wystawione na szwank przez intensywność, z którą musiały się zmagać w trakcie tej imprezy. Tegoroczna finalistka, Ludmiła Samsonowa podkreśliła, że jest wyczerpana i jasno dodała, że chciała by mieć więcej czasu na regenerację. W czasie swojej wypowiedzi zaznaczyła, że organizatorzy przekazali, że taki scenariusz nie jest możliwy. Elena Rybakina nie gryzła się w język. Otwarcie zaatakowała WTA W znacznie dosadniejszy sposób do kontrowersji związanych z harmonogramem turnieju w Montrealu odniosła się Elena Rybakina, która otwarcie uderzyła w organizatorów. Zmiany w rankingu WTA. Kluczowe wieści dla Świątek. Ogromny skok Chwalińskiej Podczas oficjalnej konferencji prasowej zaznaczyła, że czuje się "zniszczona" z powodu turnieju i całego zamieszania z nim związanego. Podkreśliła, że w takiej sytuacji tenisistki są praktycznie bezradne i nic nie mogą zrobić. Reprezentanta Kazachstanu dała jasno do zrozumienia, że pogoda nie była sprzymierzeńcem zawodniczek i miała realny wpływ na przebieg zawodów. Dodała również, że doznała kilku kontuzji. Finalnie, turniej padł łupem Jessiki Peguli, która po tym, jak w półfinale turnieju WTA w Montrealu zwyciężyła nad Igą Świątek w trzysetowym pojedynku, w meczu o tytuł nie dała żadnych szans Rosjance Ludmile Samsonowej i ograła ją 6:1, 6:0. Mecz trwał niespełna 50 minut.