Dwa mecze, dwa zwycięstwa, ledwie osiem przegranych gemów, żadnego przełamania przy własnym serwisie - to bilans wtorku i środy dla Kamila Majchrzaka w jego drugim w tym roku challengerze ATP. No i ledwie nieco ponad dwie godziny spędzone na korcie, co pozwala też zachować siły w specyficznych warunkach na zapewne znacznie trudniejsze przeprawy w - miejmy nadzieję - kolejnych etapach tego turnieju w egzotycznym miejscu. Kapitalne statystyki Kamila Majchrzaka w Rwandzie. Choć Argentyńczyk to specjalista od gry na mączce 28-letni Polak wybrał się do Rwandy - tam szuka łącznie stu punktów do rankingu ATP, bo tyle może zdobyć, gdyby udało mu się wygrać oba turnieje. Przypomnijmy: Majchrzak wrócił do gry 31 grudnia, niecałe dwa miesiące temu. Po 14-miesięcznej przerwie spowodowanej zawieszeniem za nieświadome użycie suplementów zawierających zakazane środki. Z zerowym dorobkiem punktowym i brakiem miejsca w światowym rankingu. Stąd występy w turniejach ITF, a teraz, gdy jest okazja, próba podbicia egzotycznego dla Europejczyków miejsca w Afryce. Zwłaszcza, że ostatecznie dostał od organizatorów "dziką kartę", nie musiał przebijać się przez kwalifikacje. We wtorek Polak bez większych problemów uporał się z Rosjaninem Bogdanem Bobrowem (6:3, 6:2), zawodnikiem notowanym o 260 miejsc wyżej. Dziś rywal był na pozycji bardziej zbliżonej do Polaka, ale też i - wydawało się - trudniejszy. Bo Juan Pablo Paz wybiera niemal wyłącznie turnieje na mączce, to zresztą specyfika wielu graczy z Ameryki Południowej, ale także i z Hiszpanii czy Portugalii. Jedno przełamanie w pierwszym secie, dokonał tego Polak. Rywal nawet nie miał okazji Dla Majchrzaka nie miało to żadnego znaczenia. Od początku dyktował warunki, w pierwszym gemie ani jedna piłka nie wróciła na jego stronę po serwisach. Paz początkowo też dość pewnie wygrywał swoje gemy, ale już przy stanie 3:2 dla Polaka doszło do pierwszego przełomu. Zarazem kluczowego, który wpłynął na cały mecz. Polak wywalczył dwa break pointy, dwie pierwsze szanse zepsuł jednak swoimi nieudanymi zagraniami. Przy trzeciej okazji do przełamania Argentyńczyka zawiódł pierwszy serwis, po drugim zaś Majchrzak przejął inicjatywę, a później zamknął sprawę efektownym bekhendem. Szansy już nie zmarnował, choć w ostatnim gemie, gdy prowadził 5:3, sam miał pierwsze problemy i musiał pierwszy raz zmagać się przy równowadze i własnym podaniu. Szybko jednak dopiął swego. Kamil Majchrzak w ćwierćfinale w Kigali. Tu czeka go już spore wyzwanie A druga partia była już jego koncertem. Sam Juan Pablo Paz z każdą minutą coraz mniej wierzył w jakikolwiek przełom. Zaczął od serwisu, najpierw zepsuł łatwy skrót, choć stał metr od siatki, za chwilę próbował zaskoczyć Polaka... zagraniem lobem między nogami. Nic z tego nie wyszło, Majchrzak wywalczył breaka, a później wszystko poszło już zgodnie z jego planem. Miał co prawda moment zawahania w drugim gemie, rywal wywalczył dwie okazje na odrobienie strat, ale najpierw piotrkowianin pogonił Argentyńczyka po korcie, a później załatwił sprawę serwisem. A gdy przełamał Paza na 3:0, było po sprawie. Polak wygrał seta do zera, zameldował się w ćwierćfinale. A w nim czeka go już większe wyzwanie - potyczka z rozstawionym z trójką Francuzem Calvinem Hemerym, notowanym na 219. miejscu w światowym rankingu. Kiedyś był nawet na początku drugiej setki, w tamtym czasie zdołał nawet wygrać seta w meczu z przebijającym się do czołówki Hubertem Hurakczem. To jednak Polak i tak powinien być faworytem. Celem Majchrzaka jest jeszcze w tym roku znaleźć się mniej więcej tam, gdzie obecnie znajduje się Hemery. To by bowiem dało możliwość gry w kwalifikacjach Wielkich Szlemów. Challenger ATP 50 w Kingali (korty ziemne). Druga runda singla Kamil Majchrzak (Polska, dzika karta) - Juan Pablo Paz (Argentyna) 6:3, 6:0.