Na co stać Jelenę Rybakinę, tego tak naprawdę nie wie nikt. Kazaszka jest jedną z najlepszych zawodniczek na świecie, najmocniej uderzających, świetnie serwujących. A jednocześnie jedną z tych najbardziej kruchych mentalnie, bo jej gra potrafi się totalnie załamać w kilka minut, popełnia wtedy błąd za błędem. W czterech turniejach rangi WTA 1000, tych poprzedzających French Open, nie była w stanie dostać się do najlepszej ósemki, w Miami przegrała już pierwsze spotkanie z Ashlyn Krueger. Po klęsce w Rzymie zdecydowała się więc na turniej WTA 500 w Strasburgu, w tygodniu poprzedzającym wielkoszlemowe zmagania w stolicy Francji, co jest sporym ryzykiem. Być może jednak ta właśnie impreza będzie miała dla niej kluczowe znaczenie w sferze mentalnej, choć pewnie kosztowała sporą utratę sił. Niemniej Kazaszka wygrała tytuł, swój pierwszy od zeszłorocznej rywalizacji w Stuttgarcie. I po części spełniona, znów bliska miejsca w TOP 10 rankingu WTA, pojawiła się na obiektach Rolanda Garrosa. Roland Garros. Jelena Rybakina - Julia Riera w pierwszej rundzie. To mecz w "ćwiartce" z Igą Świątek Mecz Rybakiny z Julią Rierą otwierał zmagania na korcie numer 14, faworytka była jedna. A przecież tuż po losowaniu wydawało się, że Jelena będzie miała mocno pod górkę już na stracie paryskich zmagań. Los wskazał jej Belindę Bencic, z którą przegrała w tym roku w półfinale w Abu Zabi. To miał być hit pierwszej rundy, obok starcia Pauli Badosy z Naomi Osaką. W piątek Szwajcarka wycofała się jednak z rywalizacji, do Kazaszki dolosowano ostatecznie zawodniczkę z kwalifikacji. Padło na Julię Rierę, która już powtórzyła swój zeszłoroczny sukces, gdy też przedostała się do głównej drabinki po wygraniu trzech spotkań w tygodniu poprzedzającym główne zadania. Ona nigdy dotąd nie rywalizowała z tak wysoko notowaną zawodniczką, w karierze odniosła tylko jedno zwycięstwo z tenisistką z TOP 50 - rok temu w Brisbane pokonała Jekateriną Aleksandrową. Jeśli ktoś myślał, że Rybakina będzie w poniedziałek zmęczona, niespełna 43 godziny po zakończeniu finału w Strasburgu, szybko musiał zmienić zdanie. Kazaszka grała bardzo dobrze, swoimi mocnymi uderzeniami odpychała rywalkę. Odskoczyła na 3:0, partię wygrała 6:1. W 22 minuty. Nic tu nie zapowiadało jakichkolwiek emocji. 6:1, 4:2 i zapaść Jeleny Rybakiny. Błąd za błędem, sensacyjny scenariusz w Paryżu Drugi set też zaczął się od przełamania na korzyść Kazaszki, ale tym razem historia potoczyła się inaczej. Riera dokonała tego, co nie udało się w zeszłym tygodniu choćby Magdzie Linette, która miała dwa break pointy w starciu z Rybakiną w Strasburgu, ale nie wykorzystała ich. Argentynka zaś gdy dostała tę swoją szansę, to od razu z niej skorzystała. I to jak! Pięknym lobem niemal w końcową linię. Tyle że była to jedna z nielicznych tak efektownych akcji w jej wykonaniu. Rybakina szybko zdobyła kolejne przełamanie, wydawało się, że ma pełną kontrolę nad meczem. Przynajmniej w tych gemach, gdy podawała. Ale już widać było, ze gra gorzej, popełnia więcej błędów niż w pierwszej partii. I w ósmym gemie doszło do zaskakującej sytuacji - Riera wywalczyła drugiego breaka, przełamała faworytkę do zera. Zrobiło się nagle 4:4, co powodowało też ożywienie wypełnionych trybunach. Kibice lubią przecież niespodzianki. Za chwilę Riera objęła prowadzenie 5:4, pachniało sporą niespodzianką. Rybakina miała już w tym secie 20 niewymuszonych błędów, a przecież w pierwszej partii popełniła ich tylko pięć. Stąd i niespodziewany wynik. A chwilę później można już było słowo "niespodzianka" potwierdzić - Riera wykorzystała pierwszą piłkę setową, a właściwie kolejny niecelny atak Rybakiny. Wygrała 6:4, doprowadziła do decydującej rozgrywki. Przełamania Rybakiny w trzecim secie, Argentynka odrabiała straty. Aż wreszcie ona odskoczyła na 4:3 Rybakina na moment zniknęła z kortu, uspokojona wróciła do rywalizacji, szybko odskoczyła na 2:0. Scenariusz z pierwszego seta wydawał się by realny. W niedzielę Jasmine Paolini też miała podobne problemy, a jednak się wybroniła. A tu zaczęły się jednak dziać rzeczy niesamowite. Riera odrobiła straty, później odrobiła raz jeszcze, po raz kolejny przełamała Kazaszkę. Odskoczyła na 4:3, na trybunach pojawiły się okrzyki "Riera, Riera". Argentynce brakowało jeszcze dwóch gemów do sensacyjnego awansu. Tyle że ona sama nie zamierzała ryzykować. Postawiła na taktykę, która przynosiła dotąd efekty: byle przebić piłkę, dać Rybakinie szansę na popełnianie błędów. Kazaszka grała już jednak ostrożniej, nie zerojedynkowo. Wytrzymała ten najtrudniejszy moment, wygrała gema numer osiem, przy własnym podaniu. A później dorzuciła dwa kolejne. W drugiej rundzie Kazaszka zmierzy się z Ivą Jović, w trzeciej jej rywalką może być Jelena Ostapenko. A w meczu o ćwierćfinał jest na ścieżce Igi Świątek.