Rosjanie nie zapomnieli o tym, że nieco ponad dwa tygodnie temu ich tenisowa gwiazda nie została wpuszczona do Polski. I że nasz kraj dał sygnał, by sportowcom z Rosji utrudniać występy nawet w tych sportach, gdzie formalnie występować mogą. W tenisie gracze z Białorusi i Rosji mogą grać bowiem od początku inwazji wojsk Putina na Ukrainę, czyli już od blisko półtora roku. Tyle że jako zawodnicy "neutralni", trochę bezpaństwowcy, co im zresztą nie przeszkadza. Przeszkadza zaś np. tenisistkom z Ukrainy, które nie chcą podawać rąk zawodniczkom z państwa wojennego agresora oraz jego cichego sprzymierzeńca. Nie tylko Polska zablokowała Rosjanki. Podobnie zrobili Czesi, Niemcy też zareagowali Polska zaś nie wpuściła na swój teren Wiery Zwonariowej, dziś 39-letniej ustępującej powoli gwiazdy, która kiedyś była wiceliderką światowego rankingu, a wciąż bardzo dobrze radzi sobie jeszcze w turniejach deblowych. Dwa razy wystąpiła w singlowych finałach Wielkiego Szlema, w grze podwójnej dwukrotnie w nich triumfowała, po raz ostatni w 2020 roku w US Open. Do Warszawy przyleciała z Belgradu, miała ważną wizę do Strefy Schengen, ale nie została wypuszczona ze strefy tranzytowej warszawskiego lotniska. Spędziła tam całą noc, w sobotę odleciała do Podgoricy. Odbiło się to głośnym echem w tenisowym świecie, ale Polska nie była jedyna - tydzień później podobnie postąpili Czesi, nie chcąc Rosjan w swoim turnieju w Pradze, a Anastazja Potapowa nie została dopuszczona do gry w Hamburgu. Tyle że to o Zwonariowej znów jest głośno w rosyjskich mediach. Zwonariowa wróciła na kort. Wielki sukces w turnieju w Waszyngtonie A to za sprawą występu 39-latki w turnieju WTA 500 w Waszyngtonie - jej pierwszym od pamiętnych scen na lotnisku w Warszawie. Doświadczona Rosjanka nie zdecydowała się, jak w Polsce, na występ w singlu, stworzyła duet z Niemką Laurą Siegemund w rywalizacji deblistek. Wspólnie wygrały w przeszłości trzy turnieje, w tym wspomniany US Open trzy lata temu, ale ostatni taki sukces zanotowały wiosną zeszłego roku, jeszcze przed kontuzją i roczną przerwą Rosjanki. W stolicy USA poszło im świetnie - w drugiej rundzie pokonały czołową parę świata i najwyżej rozstawione zawodniczki: Nicole Melichar i Ellen Perez, później ukraińskie bliźniaczki Ludmyłę i Nadiję Kiczenok, a w finale rozprawiły się z duetem Alexa Guarachi/Monica Niculescu 6:4, 6:4. "Silne nastroje antyrosyjskie". Moskiewskie media wskazują na problemy I to właśnie ten sukces jest powodem do absurdalnej tezy postawionej przez portal Sport-Express, który piórem Michaiła Kuzniecowa uważa, że "Zwonariowa odpowiedziała polskiej straży granicznej". Dziennikarz przypomina, że w wielu krajach, w których "są silne nastroje antyrosyjskie", tenisiści mogą mieć problemy. Przypomina, że Norweżka Ulrikke Eikeri musiała się tłumaczyć ze wspólnych występów w Wimbledonie z Aleksandrą Panową, podobnie zresztą Łotyszka Daniela Vismane, która wygrała mały turniej w Niemczech wspólnie z Rosjanką. Nic jednak nie boli Rosjan tak, jak potraktowanie Zwonariowej, która - zdaniem dziennikarzy - na pewno nie stworzy duetu z żadną z polskich zawodniczek. Bo, jak przypominają, "jest uważana za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego". "Polska to kraj niebezpiecznych szaleńców" - kuriozalne słowa deputowanego Dumy Polka nie zagra ze Zwonariową, bo to "niebezpieczne"? Absurdy w rosyjskim portalu Rosjanie przypominają też komunikat polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który głosił, że "Rosjanka znajdująca się na liście osób, których pobyt jest niepożądany na terytorium RP, nie została wpuszczona przez Straż Graniczną ze względów bezpieczeństwa państwa i ochrony bezpieczeństwa publicznego". I triumfują, że podobnych problemów nie miała Niemka Siegemund, która znów stworzyła duet z Rosjanką - i "zaledwie dwa tygodnie po przykrym incydencie w Warszawie" obie cieszyły się ze sporego sukcesu. Z Waszyngtonu Niemka i Rosjanka przeniosły się do Montrealu - w Canadian Open jutro zagrają w pierwszej rundzie z duetem Mayar Sherif/Sloane Stephens.