Amerykańska tenisistka wcześniej na kortach ziemnych w Paryżu triumfowała w 2002 i 2013 roku. W sumie zwyciężyła już po raz 20. w Wielkim Szlemie. Lepsze od niej pod tym względem są jedynie Australijka Margaret Court, która może pochwalić się 24 triumfami, a Niemka Steffi Graf ma ich 22. Szafarzova natomiast debiutowała w finale gry pojedynczej tak wielkiej imprezy. 33-letnia Williams do wygrania pierwszego seta wystarczyło jedno przełamanie podania rywalki. Szafarzova przegrała swój serwis w czwartym gemie. W ósmym Czeszka obroniła piłkę setową przy swoim podaniu, w kolejnym następną, ale po chwili piłka po jej returnie trafiła w siatkę i Amerykanka wygrała pierwszą partię 6:3. To był pierwszy set przegrany przez Szafarzovą w tegorocznym Rolandzie Garrosie. Wydawało się, że emocje w drugiej partii zakończyły się już praktycznie po pierwszym gemie. Williams od razu przełamała podanie przeciwniczki, potem taka sama sytuacja powtórzyła się w piątym gemie i Serena prowadziła 4:1. Wysoka przewaga trochę uśpiła czujność rakiety numer jeden kobiecego tenisa, ponieważ w szóstym gemie przegrała swój serwis. Szafarzova poszła za ciosem i w ósmym gemie odrobiła straty, doprowadzając do remisu 4:4. Potem tenisistki wygrały po jednym swoim podaniu, ale w 11. gemie Czeszka kolejny raz nie utrzymała własnego podania. Amerykanka serwowała więc, by wygrać seta i mecz, jednak została przełamana i o zwycięstwie decydował tie-break. W nim od początku prowadziła 28-letnia Szafarzova - 3-0, 4-1, 5-2, by ostatecznie zwyciężyć 7-2, przedłużając swoje nadzieje na końcowy triumf. Rozpędzona Czeszka bardzo dobrze rozpoczęła decydującą partię, obejmując prowadzenie 2:0 z przełamaniem. Potem jednak do głosu doszła Williams. Serena wygrała sześć kolejnych gemów i trzeciego seta 6:2, a w szóstym gemie, podczas jednej z wymian, potrafiła odegrać piłkę po przełożeniu sobie rakiety do lewej ręki, choć jest praworęczna. - Mecz był bardzo trudny. Lucie zagrała świetnie. Wywalczenie 20. Wielkiego Szlema właśnie tu, na kortach Rolanda Garrosa, to dla mnie coś wyjątkowego. Nie mogę w to uwierzyć. Dziękuję całemu mojemu sztabowi i rodzinie. Bez was nic z tego, co osiągnęłam, nie byłoby możliwe - zaznaczyła zwyciężczyni. Sobotni finał nie stał na najwyższym poziomie. Amerykanka zanotowała aż 11 asów, ale też dziewięć podwójnych błędów serwisowych, gdy rywalka odpowiednio dwa i jeden. Obie tenisistki znalazły się na minusie, jeśli chodzi i kończące piłki i niewymuszone błędy. U Sereny ta statystyka wyglądała następująco: 34-42, natomiast u Lucie 16-17. Słynna Amerykanka od kilku dni walczyła w Paryżu nie tylko z rywalkami, ale i chorobą. Opuściła konferencję prasową zarówno w czwartek, jak i w piątek, a także trening w przededniu finału. Williams wygrywając tegorocznego Rolanda Garrosa liczyła dokładnie 33 lata i 254 dni i była zaledwie o dziewięć dni młodsza od najstarszej w historii triumfatorki Wielkiego Szlema, którą jest Martina Navratilova, po wygraniu Wimbledonu w 1990 roku. I to właśnie z rąk Navratilovej Serena odebrała główne trofeum. Amerykanka w tym roku wygrała już jeden turniej wielkoszlemowy - Australian Open, a biorąc pod uwagę zeszły rok (US Open) zwyciężyła w trzeciej takiej imprezie z rzędu. Poprzednio taką serią w kobiecej rywalizacji mogła się pochwalić również ona - na przełomie 2002 i 2003 roku, kiedy wygrała cztery takie turnieje. Z kolei poprzednią zawodniczką, która w tym samym roku zapisała na swoim koncie sukces w Australian Open i Rolandzie Garrosie, była Amerykanka Jennifer Capriati 14 lat temu. Powiedziały po meczu: Serena Williams: - Byłam bardzo nerwowa w poprzednich meczach, ale tym razem akurat nie. Popełniłam dziś wiele podwójnych błędów. Lucie dostrzegła, że nie jestem w stanie się zrelaksować, kiedy grała lepiej. Ona naprawdę chciała zwyciężyć. I dlatego ten mecz był bardzo trudny. To był prawdopodobnie mój najtrudniejszy turniej do wygrania. - Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Chodzą mi po głowie myśli "To moje życie? Naprawdę? To się dzieje naprawdę?". To coś specjalnego i dziwnego. Cudownie byłoby wygrać wszystkie cztery Wielkie Szlemy w tym roku, ale na razie o tym zbyt wiele nie myślę. - Ostatnie dwie doby to był koszmar. Po półfinale w czwartek byłam zupełnie w innej rzeczywistości. Dowlokłam się do domu, wzięłam prysznic, poszłam do łóżka i nie wychodziłam z niego do godz. 16 lub 17 w piątek. Powtarzałam sobie "Muszę wstać, potrzebuję powietrza, muszę oddychać". Jednak, gdy zaczęłam chodzić, to czułam się jeszcze gorzej. Rozmawiałam z fizjoterapeutami, lekarzami i nawet powiedziałam im, że nie jestem pewna, czy dam radę zagrać. Dziś rano zaś powiedziałam sobie "OK, 30 lat grasz w tenisa. Wiesz, jak to robić"." Lucie Szafarzova: - Jestem dumna z tego, że wróciłam w drugim secie, bo wydawało się, że to będzie łatwy mecz dla Sereny. W trzeciej partii grała lepiej ode mnie. Walczyłam. Dałam z siebie wszystko. Nie zadziałało, ale to był dobry mecz. Nie miałam właściwej broni, by ją zatrzymać. Ostatnie dwa tygodnie były niesamowite dla mnie. Kocham każdą sekundę, którą tu spędziłam. Zanotowałam kilka świetnych zwycięstw, stoczyłam kilka wspaniałych pojedynków i zaliczyłam najlepszy wynik w karierze. Jestem bardzo zadowolona. To coś, co przyda mi się w kolejnych turniejach, da mi pewność siebie i pozwoli mi powiedzieć, że jestem w takim miejscu, że mogę grać w wielkoszlemowych finałach. I może pewnego dnia wywalczę takie trofeum. Finał gry pojeydynczej kobiet: Serena Williams (USA, 1.) - Lucie Szafarzova (Czechy, 13.) 6:3, 6:7 (2-7), 6:2 Statystyki:asy: 11 2 podwójne błędy: 9 1 procent pierwszego serwisu: 55 72 punkty wygrane przy siatce: 4/5 1/1 kończące piłki: 34 16 niewymuszone błędy: 42 17 przełamania: 7/11 4/4 suma punktów: 97 81