Olgierd Kwiatkowski, Interia: Spodziewał się pan czegoś takiego? Wierzył pan, że Iga może tak łatwo ograć liderkę rankingu WTA? Tomasz Świątek, ojciec Igi Świątek: - Czegoś takiego na pewno nie. Na zwycięstwo może liczyłem, ale nie w takim stylu. Nie wiem, jak to wyglądało zza kulis. Nie znam szczegółów i nie wnikałem w te detale. Zakładałem natomiast, że to nie będzie jednostronny mecz jak w ubiegłym roku. Liczyłem na ciekawe widowisko. Nie podejrzewałem, że może zagrać taki mecz. Co zdecydowało o tej wygranej? - W tenisie zawsze jest prosta odpowiedź na takie pytania. Iga wygrała głową i umiejętnościami. Iga ma prawo być zadowolona z całego turnieju, bo oprócz meczu z Halep, zagrała trzy znakomite mecze w poprzednich rundach. - Wszystkie dotychczasowe spotkania były bardzo dobre. Na tym turnieju Iga chce pokazać na co ją stać, udowodnić, że potrafi wiele. Widać, że realizuje swoje założenia, realizuje także założenia trenerów. Stąd takie wyniki. Jak zrozumieć w kontekście tak dobrego turnieju w Paryżu porażkę w I rundzie w US Open? - Turniej w Nowym Jorku był bardzo trudny. Organizatorzy restrykcyjnie traktowali przepisy sanitarne. Ta "bańka" była tam szczelna. Trzeba było się do tego przyzwyczaić. Iga nie umiała się w tym odnaleźć, przyzwyczaić do tego. W Paryżu jest już jej łatwiej. Ma też to za sobą. Odrobiła też lekcję z poprzedniego Rolanda Garrosa, w którym tak łatwo przegrała z Halep. Teraz turniej ułożył się dla niej korzystnie. Mam nadzieję, że będzie tak dalej. Czy warunki w Paryżu odpowiadają Idze - jest zimno, korty są ciężkie, zmieniane są terminy meczów. - Nie uskarża się. Ale przyznała mi, że spakowała się zbyt lekko. Dosyłałem jej cieplejsze rzeczy, odzież termiczną, cieplejsze koszulki. Zimno dokucza tenisistom. Widać było jakie warunki panują, kiedy kamera pokazywała Halep dmuchającą w ręce. U nas jest rano 20, tam było 9 stopni. Nie był pan świadkiem tego największego zwycięstwa córki w karierze. Ogląda pan mecze w domu. - Nie jeździ się do Paryża w tej chwili. Miałbym ogromne problemy z tym, by zorganizować tę podróż. Długo się czeka na bilety, trudno je kupić. Nie mógłbym też wejść na korty. Mamy tylko dwie wejściówki i korzystają z nich trenerzy (Piotr Sierzputowski i Daria Abramowicz - psycholog - przyp. ok). Ale tak bardzo tego nie żałuję. Zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja. Patrzę na nią zdroworozsądkowo. Ważne, żeby Iga zrobiła to, czego chce i była zadowolona ze swojej gry. Nie chce pan jednak pojechać do Paryża i obejrzeć kolejny mecz, a może następne mecze? - To nic nie zmieni. Jechać po to, żeby chwilę popatrzeć na mecz. Wierzę w to, że będę jeszcze miał okazję przeżyć takie radosne chwile na trybunach w przyszłości.