Polska Agencja Prasowa: Która z tenisistek jest pana zdaniem faworytką sobotniego finału? Radosław Szymanik: - Szanse oceniam na 50-50. Z jednej strony Kenin to ranking i doświadczenie. Była już w takiej sytuacji i ma w dorobku wygraną w Australian Open. Ale z drugiej strony jest przebojowa nastolatka, która gra jak dominator: bardzo szybko wywiera presję, odważnie uderza piłkę i dobrze serwuje. Jeśli chodzi o czysto tenisową stronę, to więcej atutów ma Świątek. Jak często bywa w takich przypadkach o wyniku może przesądzić strona mentalna. Finał do zupełnie inny mecz, inna sytuacja. Otoczka, choć w tym roku nieco inna, ale wciąż może przytłaczać. Jeśli Iga dobrze wejdzie w mecz i będzie grać swój tenis, to o wynik możemy być spokojni. Spokoju zabrakło jej chyba nieco w półfinale debla, bo Polka - szczególnie w trzecim secie - dosyć często manifestowała swoje niezadowolenie... - Każdy jest tylko człowiekiem. Jak dla mnie ta frustracja była wypadkową tego, że Iga ma wielkie serce do gry. Mogła przecież powiedzieć sobie: "po co mi ten debel" i nie angażować się, ale nie zrobiła tego z szacunku dla rywalek oraz swojej partnerki. Podeszła do tego profesjonalnie i należą się jej za to wielkie brawa. Nie będzie zmęczona? W piątek na korcie spędziła ponad dwie i pół godziny... - Ale wcześniej - dzięki swojej spektakularnej grze - nie miała ani jednego ciężkiego seta z tie-breakiem czy choćby 7:5. Sił jej nie zabraknie. Trzeba tylko zadbać o to, aby emocje po deblu z niej zeszły. Na szczęście ma do dyspozycji świetny sztab. Ma mądrego trenera, z którym pracuje już kilka lat. Ma fizjoterapeutę, ma psychologa. Jej tato był sportowcem, więc wydaje mi się, że będzie wiedzieć, że ten ciężki mecz i porażkę trzeba zostawić za sobą w momencie skrzyżowania rakiet z Kenin. Czy debel to był w ogóle dobry pomysł? - Wiem, że znajdą się tacy, którzy będą chcieli kwestionować jej udział w obu konkurencjach, ale chyba nikt - włącznie z jej sztabem - nie spodziewał się, że Iga w obu dojdzie do niemal samego końca. Poczekajmy do końca finału gry pojedynczej. Jeśli wygra, nikt o tym nie będzie pamiętać. A na ostateczne podsumowania i refleksje przyjdzie czas po sezonie. Co się stanie z Igą, jeśli w sobotę przegra? - Nie zakładam tego, ale gdyby tak się stało, to na początku będzie rozczarowanie, łzy i oswajanie się z goryczą. Ale potem trzeba będzie podnieść głowę i spojrzeć na to wszystko dobro, które wydarzyło się wokół Igi w ostatnich tygodniach. Na wszystkie ciepłe słowa i pochwały płynące ze strony wielkich ekspertów, którzy rozpływają się nad tym, jak ona potrafi grać. A jeśli wygra? - To będzie długo wyczekiwana euforia w polskich domach. Na pewno zmieni się też jej postrzeganie i zaczną się oczekiwania odnośnie przyszłych startów. Może i dobrze, że ten sezon już się kończy, bo będzie miała czas na porządne świętowanie i odpoczynek. Wiadomo też, że stanie się gorącym kąskiem dla sponsorów i będzie to okres na nawiązanie współpracy z solidnymi markami pod kątem reklamy. Bo taki sukces sportowy to nie tylko punkty, splendor i historyczna chwila, ale i satysfakcje związane z apanażami finansowymi. Ten moment trzeba wykorzystać, aby zabezpieczyć się na parę lat, żeby mogła utrzymywać swój team w kształcie, jaki sobie zażyczy. Zacznie się pewnie "Igomania". To dobrze? - Dla polskiego tenisa to wręcz świetnie. To może dać naszej pięknej dyscyplinie ekstra kopa i zachęcić młodych ludzi do jej uprawiania. Świątek udowadnia, że można osiągnąć wielki sukces w tak młodym wieku i stanie się inspiracją dla innych. W ostatnich pięciu latach tenis stał się popularny niemal w całej Polsce, za wyjątkiem wschodu, gdzie wciąż jest biała plama. Ale w centralnej części kraju, na północy czy zachodzie dużo klubów zmieniło infrastrukturę, powstały akademie i jest dużo miejsc do gry oraz solidnego treningu. Tenis wciąż jednak jest horrendalnie drogim sportem, a kształtowanie zawodnika to powolny i długi proces, w którym wszystko zależy od wielkiego zaangażowania rodziców lub prywatnych ludzi. Może sukces Igi sprawi, że pójdziemy o krok dalej i rozwiążemy wielki problem, jakim jest u nas brak kortów publicznych. Tak, jak istnieją "Orliki", tak miały kiedyś w Polsce powstawać "Jerzyki". To byłoby piękne i fantastyczne. Im więcej publicznych kortów, tym więcej grających dzieci. To z kolei wpłynęłoby korzystnie na konkurencję zawodników, którzy sami wywieraliby na siebie presję. Jeszcze do niedawna ogrom tenisowej radości dawała Polakom Agnieszka Radwańska. Czy odnosząc sukces w Paryżu Iga zdetronizuje królową polskiego tenisa? - Iga to księżniczka, która może przebojem wedrzeć się na światowy szczyt. Wygranie French Open będzie niesamowitym osiągnięciem, ale honory "Isi" trzeba oddać. Należy pamiętać, że przez wiele, wiele lat walczyła z topowymi zawodniczkami i utrzymywała zarówno wysoki poziom, jak i miejsce w pierwszej piątce rankingu WTA. To jest nie do przecenienia. Z Nowego Jorku dla PAP - Tomasz Moczerniuk