- Raz, że pieniądze, a dwa, że to po prostu Wielki Szlem. To jest inna motywacja niż w pozostałych turniejach. Cieszę się z tej wygranej tym bardziej, że dotarłam do tego taką drogą, po eliminacjach - powiedziała Kania na konferencji prasowej. W poniedziałek 160. w rankingu WTA Polka pokonała 41. w tym zestawieniu Niemkę Monę Barthel 5:7, 6:2, 6:4. 22-letnia zawodniczka stwierdziła, że podeszła do tego spotkania bez nadmiernego stresu. Zadebiutowała w głównej drabince Wielkiego Szlema w singlu ubiegłorocznym Wimbledonem, ale bardziej przeżywała spotkanie pierwszej rundy w US Open 2014. - Tam mnie spięło od początku do końca. To był właściwie paraliż. Teraz było w porządku - przyznała z uśmiechem. Mogła już pierwszą partię spotkania z Barthel rozstrzygnąć na swoją korzyść - prowadziła bowiem 5:4. Niemka wygrała jednak trzy kolejne gemy. - Zdenerwowanie w żaden sposób nie pomoże w takiej sytuacji. Trzeba zostać pozytywnym i próbować - podkreśliła Kania. Wśród założeń taktycznych, jakie miała na ten pojedynek, było jak najczęstsze zmuszanie rywalki do stosowania forhendu. - Bekhend to jest broń - oceniła sosnowiczanka. Wydawało się, że w drugiej rundzie zmierzy się w "polskim" pojedynku z rozstawioną z "14" Agnieszką Radwańską, ale krakowianka przegrała niespodziewanie z Niemką Anniką Beck 2:6, 6:3, 1:6. Kania także chciała, aby doszło do spotkania z wyżej notowaną rodaczką. - To byłby ciekawy mecz na pewno. Ale będzie, co ma być - skwitowała. 22-letnia Polka podkreśliła, że w ostatnich miesiącach brakowało jej szczęścia. Jak zaznaczyła, grała dobrze, ale nie przekładało się to na wyniki. W związku z tym o udział w wielkoszlemowych imprezach musi walczyć w kalifikacjach. - Motywacja cały czas jednak była. Jestem zła trochę na siebie. Nie powinnam w ogóle być w Paryżu w eliminacjach. Choć to może nie jest dobre słowo. Na pewno turniej główny był moim celem tutaj - podsumowała. Z Paryża Agnieszka Niedziałek