"Linette Express" tak śmiało można byłoby nazwać Magdę po czwartkowym meczu na korcie numer 17 w Lasku Bulońskim. Polka po raz pierwszy w singlowej karierze osiągnęła trzecią rundę w Wielkim Szlemie i dokonała tego w imponującym stylu i zadziwiająco krótkim czasie - w ciągu 64 minut. To warte podkreślenia, bo pokonała markową rywalkę sklasyfikowaną na 30. miejscu w rankingu WTA Tour 19-letnią Chorwatkę Ana Konjuh (rozstawiona z numerem 29.). - To jest w jakimś stopniu punkt przełomowy, bo po raz pierwszy udało mi się dojść do trzeciej rundy w Wielkim Szlemie. Przed myślałam, że to będzie bardzo trudny mecz dla mnie, a tu wyszłam na kort i chyba już po 20 minutach był pierwszy set. Ale tak naprawdę mentalnie wcale nie było łatwo, pomimo tego 6:0 widać było, że w każdej chwili ten mecz może się potoczyć w druga stronę - powiedziała po zwycięstwie Linette. - Ana jest zawodniczką mocno zamkniętą w sobie, typową introwertyczką, a jeśli jej coś nie idzie, to jeszcze bardziej się zamyka w sobie. To było widać choćby w pierwszym secie. Ja na przykład rzucę rakietą, wyrzucę to z siebie, ona jednak zatrzymuje to w sobie - dodała. Można było przecierać oczy ze zdumienia, gdy po 22 minutach na tablicy pojawił się wynik 6:0 dla 94. na świecie Polki, która od pierwszych wymian grała pewnie, konsekwentnie, precyzyjnie i szybko, zmuszając rywalkę do biegania po korcie. Konjuh często się myliła, była niecierpliwa, ale i sprawiała wrażenie bardzo powolnej, jakby upalna pogoda była dla niej nadmiernie męcząca. - Te 6:0, to było trochę mylące, bo tak naprawdę na początku ona psuła dużo piłek po prostu. A ja grałam bardzo solidnie, trzymałam piłkę w korcie i nie zwalniałam tempa, a przy tym zagrałam bardzo spokojnie. I to chyba było kluczowe, ona chyba się spodziewała, że nie wytrzymam psychicznie cały czas, że w którymś momencie się zdenerwuję. Ona wie, że jestem osobą bardzo emocjonalną i potrafię się nagle denerwować, a tu udało mi się cały czas zachować spokój - powiedziała. Chorwatka przerwała zwycięską serię Linette przełamując jej podanie na otwarcie drugiego seta, a po utrzymaniu swojego podwyższyła prowadzenie na 2:0. Jednak trzy kolejne gemy należały do poznanianki, która znowu przyspieszyła tempo gry i odzyskała pewność siebie z pierwszej partii. Trochę nerwowo zrobiło się, gdy Polka nieoczekiwanie straciła swój serwis w dziewiątym gemie i zrobiło się niebezpiecznie 4:5, a serwis należał po tym do Chorwatki. - Przy 0:2 dobre było dla mnie to, że wtedy ja serwowałam i ważne było, aby wygrać mój serwis, bo jednak 1:2 jest innym wynikiem niż 0:3. Gdyby była odwrotna kolejność serwowania, to byłoby trudniej, bo jednak 0:3 jest już w głowie innym wynikiem. A tak cały czas byłam w grze i czekałam na swoją szanse, starając się być cały czas spokojna. Wiedziałam, że jak się tylko zacznę denerwować, to Ana zacznie przyspieszać i ja zacznę robić błędy. A przy 4:5 tak naprawdę zagrałam bardzo agresywnie, bo nie mogłam inaczej, żeby jej nie dać szansy na wystrzelenie. Stwierdziłam, że wolę ja zaryzykować, niż zwolnić rękę - tłumaczyła Linette. Od stanu 4:5 Polka okazała się lepsza w kolejnej serii trzech gemów i zakończyła trwającego 44 minuty seta, wykorzystując pierwsza piłkę meczową i to przy podaniu rywalki. - Myślę, że miałam trochę szczęście, że grałyśmy na "ziemi", bo na szybszym korcie byłoby mi zdecydowanie trudniej prowadzić grę z Aną. Cieszę się, że coraz bardziej zacierają się różnice między dziewczynami s końca pierwszej setki, a czołówką, bo to dla mnie dobrze. To znaczy, że ja nie jestem daleko, tylko też zaraz będę miała szansę gdzieś tam grać i może wygrywać z dziewczynami z pierwszej dziesiątki. I na to liczę - powiedziała Linette, trenująca od kilku lat w chorwackim Splicie. Konjuh mieszka w Zagrzebiu, ale dobrze się znają i przyjaźnią, choć dzielą je mocno np. gusty kulinarne. - Ona lubi jeść tylko mięso i jakieś ziemniaki, a ja lubię zdrowsze rzeczy i coś bardziej urozmaiconego. Na to ona znowu kręci nosem. Jeśli więc gdzieś razem idziemy na kolację, to do jakiejś amerykańskiej restauracji, to są jej ulubione. ja tam próbuję naleźć jakąś alternatywę dla siebie. Na szczęście nie jest to McDonald, raczej zazwyczaj kuchnia ze stekami - stwierdziła Polka. Kolejną przeciwniczką Linette będzie w Paryżu Ukrainka Jelina Switolina. Rozstawiona z numerem piątym, a szósta na świecie, tenisistka pokonała w drugiej rundzie nie bez trudu Bułgarkę Cwetanę Pironkową 3:6, 6:3, 6:2. - Czy będzie kolejne 6:0, cóż, czemu nie (śmiech)?! Nie grałam nigdy ze Switoliną, nawet nie trenowałam. Mam jutro cały dzień, żeby się przygotować, popytać ludzi, ale i obejrzeć w internecie jakieś jej mecze. Jestem osobą, która lubi wiedzieć, jak gra następna rywalka, nigdy nie idę na kort nieprzygotowana. Szczególnie oglądam mecze takich zawodniczek z dziewczynami, które grają podobny tenis do mnie, żeby wiedzieć czego się mogę spodziewać. Po prostu czuję się pewniej, kiedy jestem dobrze przygotowana. Mam nadzieję, że nie speszy mnie też, jeśli będę musiała grać na jednym z największych kortów tutaj. Zobaczymy, nie mam nic do stracenia, więc liczę, że wyjdę do gry spokojna i zagram tak jak dziś - powiedziała Linette. 25-latka pochodzą z Poznania od dłuższego czasu pracuje nad psychiką, bo jak sama przyznaje jest bardzo emocjonalna i niepewna siebie. Jednak w tegorocznym Roland Garros zadziwia swobodą, spokojem i pewnością gry, ale również w kontaktach z dziennikarzami. - Magda zwykle uważana jest za zawodniczkę, która jest bardzo wycofana i niepewna siebie, a także miewa przez to problemy z zamknięciem meczów. Ale jak sama przyznaje od jakiegoś czasu pracuje bardzo nad strefa mentalną i widać, że to przynosi efekty. Nie zdziwiłbym się, że udany start w Roland Garros może jej dodać pewności i stać się jakimś przełomem. Na razie jest trzecia runda, ale pokonując Konjuh na pewno nie wyjdzie na kort przeciwko Switolinie z pozycji przegranej. W Paryżu często wysoko rozstawione tenisistki mają problemy z koncentracją i przede wszystkim nie radzą sobie z przechodzeniem między różniącymi się mocno kortami. Tu są szybsze, wolniejsze, twardsze, bardziej miękkie, to nie to co w Nowym Jorku czy Melbourne, gdzie wszędzie jest taki sam beton - powiedział Interii Mario Trnovsky z MTWA Academy, który współpracował m.in. z deblistami Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim czy Klaudią Jans-Ignacik. W czwartek awans do trzeciej rundy wywalczyła także Agnieszka Radwańska (nr 9.), po wygranej z Belgijką Alison van Uytvanck 6:7 (3-7), 6:2, 6:3. Teraz krakowianka spotka się Francuzką Alize Cornet. Odpadł natomiast w drugiej rundzie debla Marcin Matkowski w parze z Francuzem Eduardem Rogerem-Vasselinem (12.). Walkę o 1/8 finału przegrali z Argentyńczykiem Andresem Molterim i Kanadyjczykiem Adilem Shamasdinem 5:7, 6:7 (7-9). Z Paryża Tomasz Dobiecki