Olgierd Kwiatkowski, Sport.interia.pl: Jak pan zareagował na tak ważne zwycięstwo córki w Roland Garrosie? Tomasz Linette, ojciec Magdy Linette, 52. tenisistki na świecie: Emocje były ogromne. Wolałem nawet niektórych fragmentów nie oglądać. Odwracałem głowę, żeby jeszcze bardziej się nie stresować. Magda ma to już do siebie, że zawsze walczy. Gra długie mecze. Ma w nich fazy lepszej i gorszej gry. Takie spotkania przedłużają się w nieskończoność. To kosztuje dużo zdrowia. Nie tylko Magdę. W którym momencie odpuścił pan oglądanie tego meczu? - W większości jednak oglądałem, ale - przyznam szczerze - nie wszystkie piłki. Jak ważne to było zwycięstwo dla Magdy? - Nawet zwycięstwo w turnieju WTA nie potrafi dać tyle satysfakcji, co każda wygrana w Wielkim Szlemie. Występ w takim turnieju to spełnienie marzeń każdej tenisistki, każdego tenisisty. Proszę mi uwierzyć, wygrana zapewnia podwójną może nawet poczwórną radość. I nie chodzi o pieniądze, ranking, tu ważniejszy jest prestiż. Czy po pierwszym przegranym secie 3:6 wierzył pan w sukces córki? - Było widać, że Magda się rozkręca przez cały mecz. W niektórych momentach pokazywała wysoki poziom. Zaprezentowała takie momenty dobrej gry w poprzednim turnieju - w Strasburgu. O ile mecz z Angeliką Kerber jej nie wyszedł, to jednak dwa pierwsze z Warwarą Graczewą (6:3, 6:0 - przyp. OK) i Heather Watson (6:1, 6:1 - przyp. OK) zagrała bardzo dobrze. Oczywiście był pewien problem ze zdrowiem. U Magdy w pewnym momencie odezwał się ból w pachwinie. Biegała na 80 procent swoich możliwości, a mimo to wygrała mecz z Jabeur. To najlepiej świadczy, że wraca do formy. Co dokładnie stało się Magdzie w trakcie meczu z Jabeur? W pewnym momencie widać było na twarzy grymas bólu. - W tym wieku, po tak długiej karierze zawodowej, różne rzeczy się zdarzają. A to kostka, a to staw skokowy, a to pachwina. To są korty ziemne, piłki są cięższe, trzeba włożyć więcej wysiłku w taki mecz. Ale dziś Magda odpocznie, odrobi te straty energetyczne i dojdzie do siebie. Wracając do meczu, drugi i trzeci set Magda rozegrała znakomicie, to ona miała inicjatywę. - Najważniejsze, że w takim momencie uniosła psychicznie ciężar tego spotkania. W poprzednim sezonie przegrała kilka meczów z rzędu w trzech setach. Dziś widzę, że bardziej wierzy w siebie. Nie chcę mówić, że to przełom, ale coś znaczącego nastąpiło. Pokazała to w Charlestonie (w kwietniu tego roku - przyp. ok), gdzie pokonała w trzech setach Leylah Fernandez i Kaię Kanepi. Magda zaczyna wygrywać wyrównane mecze, to znaczy, że bardzo dobrze czuje się mentalnie. Jak pan sądzi, na co stać Magdę w dalszej części turnieju po pokonaniu tak dobrej przeciwniczki jak Ons Jabeur? - Czekamy na kolejną rywalkę. Może to być Martina Trevisan albo Harriet Dart. Trevisan znamy bardzo dobrze. Magda wielokrotnie rywalizowała z nią jeszcze na poziomie ITF-ów. To zawodniczka mocno "wrośnięta w ziemię". Dobrze się czuje na tej nawierzchni. Może być problem. Ale w Wielkim Szlemie zawsze ogromnie ważnej - i to dla każdego zawodnika bez względu na ranking - jest zwycięstwo w pierwszej rundzie. Mecz z Ons Jabeur może mieć w tym kontekście tak ogromne znaczenie dla Magdy. Będzie mogła się czuć swobodniej, choć po takiej wygranej to ona będzie faworytką. Co może jej przeszkodzić w kolejnym zwycięstwie? - Zawsze boję się o zdrowie. Wspominałem o problemach z pachwiną, ale zauważyłem też, że Magda miała poorane palce. Myślę, że adrenalina tak zadziałała, że nie czuła z tego powodu bólu, ale musi wyleczyć ręce. To na pewno sprawia jej ból. Myślę, że jak zagra w następnej rundzie na poziomie drugiego i trzeciego seta z meczu z Jabeur, to powinno być dobrze. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski