Rywalką Safarovej w sobotnim finale będzie liderka rankingu WTA Amerykanka Serena Williams. Czwartkowy pojedynek Czeszki z Ivanović miał kilka zwrotów akcji. W pierwszym secie Serbka prowadziła 5:2, ale jej rywalka w efektownym stylu wygrała pięć kolejnych gemów. W drugiej partii to niżej notowana z zawodniczek miała przewagę - 4:2, ale pozwoliła przeciwniczce doprowadzić do remisu. Końcówka należała już jednak do Safarovej, choć jej rywalka obroniła trzy piłki meczowe. Spotkanie trwało prawie dwie godziny. "Zaczęłam trochę za wolno i nie grałam tak, jak powinnam. W drugim secie, gdy zdałam sobie sprawę, że mogę być w finale, trochę mnie spięło. Przy stanie 5:4 nie mogłam się skoncentrować, ale jak zostałam przełamana, to trochę to mną ruszyło i zaczęłam grać agresywniej" - zaznaczyła zwyciężczyni. Leworęczna Czeszka wcześniej tylko raz była w najlepszej czwórce Wielkiego Szlema w singlu. Udało jej się w ubiegłorocznym Wimbledonie, ale wówczas zakończyła występ na półfinale. "To, że zagram teraz w finale, dociera do mnie powoli, stopniowo. To niesamowite. To szczęście jest nierealne. To mój 12. rok startów w tourze i wreszcie się udało. Dzięki temu, że tyle na to czekałam, bardziej to doceniam" - podkreśliła. W Paryżu ma jeszcze szansę na występ w decydującym spotkaniu debla. W piątek zagra w półfinale, w parze z Amerykanką Bethanie Mattek-Sands. Udany występ w stolicy Francji zapewnił jej także pierwszy w karierze awans do czołowej "10" rankingu WTA. Z Ivanović, która po raz pierwszy od siedmiu lat znalazła się w wielkoszlemowym półfinale, wygrała szósty z dziewięciu meczów. Serbka mimo wszystko była zadowolona z występu w Paryżu. Podczas każdego meczu dopingował ją z trybun partner - niemiecki piłkarz Bastian Schweinsteiger. "Jestem naprawdę dumna z tego, czego dokonałam tu przez ostatnie dwa tygodnie. Mam świadomość, że wciąż jest jeszcze wiele możliwości poprawy w mojej grze. Dziś czułam, jakby uszło ze mnie powietrze..." - podsumowała była liderka rankingu WTA.