Raonic, rozstawiony z numerem ósmym, odpadł w niedzielę w 1/8 finału Roland Garros. Kanadyjczyk, urodzony w czarnogórskiej Podgoricy, w czwartej rundzie przegrał z Hiszpanem Alberto Ramosem-Vinolasem 2:6, 4:6, 4:6. McEnroe nigdy nie wygrał w Paryżu, choć w 1984 roku był tu w finale. Za to trzy razy triumfował w singlu w Wimbledonie (1981, 1983-84), a czterokrotnie był najlepszy w US Open (1979-81 i 1984). Przez 170 tygodni był liderem rankingu ATP World Tour. Odniósł 77 zwycięstw turniejowych, a w karierze zarobił 12,5 mln dol. Interia: John, czy ty nie lubisz swojego domu? John McEnroe: Przeciwnie, całkiem mi się podoba i dobrze się w nim czuję. Dlaczego o to pytasz. Bo można cię spotkać prawie na wszystkich turniejach tenisowych na świecie. - No nie wszystkich, ale faktycznie dużo jeżdżę. A teraz znalazłeś pracę na najbliższe tygodnie. Czyżby nie chciało ci się wracać do domu? - To nie tak, choć może tak wygląda. Poza tym to głównie Wimbledon, może jeden turniej przed. Jestem maniakiem tenisowym, chyba nie potrafię żyć bez tenisa, więc jakoś tak wyszło. Ale sam nie szukałem tej roboty, naprawdę! "Nie mówisz tego poważnie!" - Ej, zaraz, to moje słowa! Wiem, pożyczyłem tylko. - Jeśli jeszcze raz to zrobisz, to zapłacisz mi 10 dolców. "Nie mówisz tego...", to może jednak porozmawiajmy poważnie. - (śmiech) Musisz być sknerą. Daj spokój, to przecież tylko 10 dolarów. Pomyślę. Ale chyba już wiem dlaczego będziesz pomagał Raonicowi na trawie. - Za 10 dolarów? Nie mówisz tego poważnie! (śmiech) Dlaczego więc "prawdziwy" Amerykanin postanowił pomagać Kanadyjczykowi i to jeszcze pochodzącemu z Europy? - Ostatnio nasze relacje z Kanadyjczykami się poprawiły, więc... Bo zawsze zazdrościłem mu idealnej fryzury i liczę, że pomoże mi zapanować nad moimi włosami. "Nie mówisz tego po...". - Jesteś mi winien 10 dolarów. Nie, było tylko blisko. No właśnie, w czym można pomóc tenisiście, który jest w pierwszej dziesiątce rankingu ATP World Tour? - W paru drobiazgach, żeby był np. w piątce, a może w trójce najlepszych tenisistów świata. To raczej będzie trudne: Djoković, Murray, Federer, Wawrinka, Nadal, no trochę tam zbyt ciasno? - Bez przesady, to są 30-letni panowie, których tacy młodzi gracze, jak Milos będą coraz częściej ogrywać i zajmą ich miejsce, to naturalna kolej rzeczy. Ale za daleko wybiegliśmy, bo na razie chcę pomóc mu wygrać najbliższy Wimbledon. Stać go na to, tylko musi w to uwierzyć, że to już ten czas, jego czas. Nie wiem, co na to Djoković, Federer czy Murray, wydaje się, że to oni mają w tej kwestii najwięcej do powiedzenia? - Tak, oni też, bo na pewno są głównymi kandydatami do zwycięstwa w Londynie, ale tuż za nimi, najwyżej pół kroku, jest Raonic. Uważam, że jestem w stanie mu podpowiedzieć parę rzeczy, które mu ułatwią w wygraniu Wimbledonu. Coś, czego nie wie Carlos Moya, jego obecny trener? Przecież on też był świetnym zawodnikiem, zna Tour... - Ale nigdy nie wygrał Wimbledonu, a ja tak. I to trzykrotnie. Ale powiedz, co takiego możesz doradzić Raonicowi, o czym nie wiedziałby Moya. - Tobie na pewno nie powiem, bo jesteś mi winien 10 dolarów. Zresztą nikomu nie powiem, moja wiedza kosztuje. Zapewne więcej, niż 10 dolarów, niestety. Ale czy ktoś z Twoim wybuchowym charakterem nie "zepsuje" opanowanego Raonica? - Bez przesady. Fakt, że Milos jest niesamowicie dobrze wychowanym gościem, bardzo spokojny, grzeczny, o rany, co ja tam będę robił? (śmiech) Ale już poważnie, no przecież ja jestem bardzo podobny, zupełnie nie wiem, czemu złośliwi dziennikarze nazywali mnie "złym chłopcem". Przecież nigdy się nie kłóciłem o piłki, nie krzyczałem na sędziów. Czego człowiek nie powie dla 10 dolarów. A jak widziałbyś się w roli trenera w sztabie zawodnika, który jest równie porywczy, jak na przykład... - Zaraz, jesteś z Polski, tak? Czyżby Janowicz szukał trenera? Nie słyszałem o tym, ale obecnie Jurek leczy kontuzję i chyba wróci do treningów dopiero w sierpniu. - Jakbyś słyszał, że szuka, to daj znać, bo po Wimbledonie być może będę wolny i mógłbym dołączyć sztabu trenerskiego Janowicza. Nie mówisz tego poważnie?! - Faktycznie, chyba byśmy się szybko pokłócili, ale za to jesteś mi winien 10 dolców. Trudno, ale mam przy sobie tylko euro. - To dla mnie chyba trochę lepiej? (śmiech) W Paryżu rozmawiał Tomasz Dobiecki