- Teraz zamierzam się skoncentrować na przygotowaniach pod kątem Wimbledonu. Pogadam trochę z moim trenerem Guenterem Biesnikiem i dopiero będziemy układać plan startów na trawie. Być może przeprowadzę się do Wiednia, bo w Polsce czeka mnie wegetacja tenisowa, albo i nawet tragiczna śmierć. Na pewno będę się w pełni skupiał teraz na swojej karierze - powiedział Interii Janowicz, który od wiosny pracuje z austriackim szkoleniowcem. Austriak wcześniej trenował m.in. Dominica Thiema. - W ogóle nie przewiduję gry w Pucharze Davisa. Moja reprezentacyjna kariera skończyła się razem z zarządem Polskiego Związku Tenisowego, który był powołany dwa lata temu. Ci ludzie, którzy w nim pracowali, zabili we mnie całą wolę gry dla reprezentacji i zdeptali to, co wyszarpaliśmy w Pucharze Davisa przez ostatnie osiem, dziewięć lat. Boli mnie to do dzisiaj i nie mam zamiaru grać w Pucharze Davisa - dodał. W Roland Garros Polak, sklasyfikowany obecnie na 164. miejscu w klasyfikacji ATP World Tour, wystąpił korzystając już po raz przedostatni z "zamrożonego rankingu" sprzed ubiegłorocznej kontuzji kolana (przed nią znajdował się w pierwszej setce). Jednak i w tym sezonie co chwilę zmaga się z problemami zdrowotnymi, a powroty przeplatane są kolejnymi przerwami - ostatnia trwała od początku kwietnia, gdy zaczynał dobrze grać w challengerach w Meksyku. - Trudno powiedzieć czy jestem w pełni sił, właściwie to zależy, o której kontuzji mówimy. W Meksyku pojawiły się komplikacje, tam się dość niebezpiecznie poślizgnąłem. Tam tak naprawdę zacząłem grać swój najlepszy tenis i to niefortunny poślizg w meczu drugiej rundzie trochę mnie zatrzymał, bo pojawiły się komplikacje i tak naprawdę dopiero zaczynam dochodzić do siebie. Dlatego praktycznie dopiero od pięciu dni trenowałem na ziemi - powiedział Interii Janowicz. W niedzielnym spotkaniu z Japończykiem, który do turnieju głównego przebił się z eliminacji, Polak popełniał sporo niewymuszonych błędów, chwilami brakowało mu właściwego rytmu, również przy serwisie, szczególnie pierwszym. Ten brak pewności rywal wykorzystał już w trzecim gemie pierwszego seta, przełamując jego podanie, a taki sam scenariusz miało otwarcie drugiej partii. Janowicz zdołał odrobić stratę "breaka", wyszedł na 3:3, ale zaraz po tym znowu przegrał swojego gema. Najbardziej wyrównany był trzeci set, ale w nim kluczowe okazało się przełamanie serwisu łodzianina w siódmym gemie, którego Daniel już nie wypuścił z rąk. - Jak na pięć dni treningu, to w sumie zagrało mi się całkiem nieźle. Zabrakło ogrania, pewności, regularności i precyzji. Niezależnie, czy się gra na ziemi, czy innych nawierzchniach, to najważniejsze jest tak naprawdę przygotowanie. A dla mnie tak naprawdę docelową imprezą, jaką mam w głowie, jest Wimbledon. Był nią zresztą od dawna i zobaczymy, jak mi tam będzie - podkreślił Janowicz. Swoje pierwsze mecze w paryskiej imprezie pewnie wygrali w niedzielę m.in. rozstawieni zawodnicy: Austriak Dominic Thiem (nr 6.), Bułgar Igor Dymitrow (11.), Hiszpanie Albert Ramos-Viniolas (19.) i Pablo Carreno-Busta (20.) czy Chorwat Ivo Karlović (23.). Natomiast otwarcie kobiecej rywalizacji przyniosło niespodziewaną porażkę Niemki polskiego pochodzenia Angelique Kerber, liderki rankingu WTA Tour. Tenisistka trenująca na co dzień w Puszczykowie pod Poznaniem, w akademii "Angie" wybudowanej przez jej dziadka, przegrała nieoczekiwanie z Rosjanką Jekateriną Makarową 2:6, 2:6. Do drugiej rundy awansowały za to m.in. Rosjanka Swietłana Kuzniecowa (8.), Szwajcarka Timea Bacsinszky (30.) czy Czeszka Petra Kvitova (15.), która rozegrała pierwszy mecz po poważnej operacji lewej dłoni, wymuszonej ranami zadanymi nożem przez złodzieja włamującego się w grudniu do jej domu. W poniedziałek późnym popołudniem do gry wyjdzie pierwsza z dwóch Polek w głównej drabince Roland Garros 2017. Magda Linette spotka się z Francuzką Alize Lim w czwartym pojedynku wyznaczonym na korcie numer dwa (pierwsze mecze ruszają o godz. 11.00. Dopiero we wtorek wystąpi Agnieszka Radwańska (9.), która na otwarcie wylosowała francuską posiadaczkę "dzikiej karty" Fionę Ferro. Z Paryża Tomasz Dobiecki