Trzy razy - w latach 1937-39 przed taką szansą stanęła Jadwiga Jędrzejowska, raz - w 2012 roku - Agnieszka Radwańska. Jędrzejowska przegrała finały w Nowym Jorku, Londynie i Paryżu, Radwańska - w Londynie. Obie najwybitniejsze w historii polskie tenisistki wygrywały w swoich finałach sety, ale przegrywały mecze. Nigdy żadnemu z Polaków nie udało się wygrać turnieju Wielkiego Szlema w singlu. A to jeden z najbardziej prestiżowych laurów nie tylko w tenisie, ale i w całym światowym sporcie - wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, bezcenny. Zwycięzca przestępuje próg salonu, gdzie jest miejsce tylko dla najlepszych z najlepszych, wkracza do elity. W tę przestrzeń, do tego wąskiego grona najwybitniejszych sportowców na świecie, wkroczyła właśnie 19-letnia Polka z Raszyna. Dokonała tego, co nie udawało się ponad 80 lat temu legendarnej Jędrzejowskiej i osiem lat temu Radwańskiej. Zrobiła to dziewczyna, która ma zaledwie 19 lat. Tenisistka pochodząca z kraju, w którym tenis wciąż uważany jest za dyscyplinę niszową. Dla porównania - w Stanach Zjednoczonych, skąd pochodziła finałowa rywalka Świątek, w tenisa (również amatorsko) gra 18 milionów osób, a w Polsce 250-300 tys. Amerykańska federacja tenisowa wspierająca przez lata Kenin ma budżet wynoszący kilkadziesiąt milionów dolarów, a Polski Związek Tenisowy - kilka milionów złotych. Obie zawodniczki pochodziły z dwóch rożnych tenisowych, ale i sportowych światów. Ale to Iga Świątek pokazała w tym roku w Paryżu, że w sporcie to, skąd się pochodzi, historia, statystyki, dorobek nie mają znaczenia. Liczy się talent, kto jak go potrafi wykorzystać w ciężkim treningu, bezpośrednie przygotowanie do najważniejszych imprez. Polka na Roland Garrosie zagrała wyjątkowy turniej. Nie straciła seta. Jej mecze trwały niewiele ponad godzinę. Najdłuższy i najcięższy był finał, choć trwał zaledwie godzinę i 24 minuty. Ale można się było tego spodziewać. Sofia Kenin ma za sobą zwycięstwo w tym roku w Australian Open. Były w tym meczu momenty bardzo trudne. W pierwszym secie Świątek miała wręcz popisowy początek. Zaczęła od prowadzenia 3:0, ale potem zaskakująco łatwo przegrała trzy gemy. Wtedy nadszedł najbardziej emocjonujący moment meczu. Polka wyszła na prowadzenie 5:3. Amerykanka obroniła break pointy. Uderzała mocno, na granicy ryzyka, często bardzo skutecznie. Zrobiło się 5:4 dla Świątek. Polka dobrze czuła się, gdy mogła sobie pozwolić na skróty, grać długie wymiany i nie załamywała się w trudnych momentach. Następnego gema wygrała tracąc jeden punkt. Wykorzystała pierwszą piłkę setową.