W drodze do ćwierćfinału w Rzymie Janowicz wyeliminował m.in. Jo-Wilfrieda Tsongę i Richarda Gasqueta, a więc graczy z pierwszej dziesiątki rankingu ATP. W starciu z 17-krotnym zwycięzcą turniejów wielkoszlemowych, łodzianin prowadził równorzędną walkę, miał nawet piłkę setową w drugiej partii, ale ostatecznie zszedł z kortu pokonany 4:6 6:7 (2-7). I tak zrobił więcej niż dwaj poprzedni rywale Federera, którzy w sumie byli w stanie "urwać" mu sześć gemów. - Wiedziałem, że to nie będzie kolejny mecz z gatunku 6:1, 6:2. Ci, którzy tak myśleli, to niczego nie wiedzą o tenisie - powiedział Szwajcar. - To był ciężki pojedynek. Janowicz pokazał kawał dobrego tenisa. Myślę, że to bardzo utalentowany zawodnik, czego dowiódł już w przeszłości. Wychodząc na ten mecz, w wypełnionym po brzegi korcie centralnym, nie miał nic do stracenia. I to jak grał musi budzić uznanie. Już w pierwszym secie miał break pointy. Przełamał moje podanie na początku drugiej partii, odbijając wszystko. Zasłużył na wygranie seta, dlatego cieszę się, że udało mi się zwyciężyć w dwóch - dodał Federer. W półfinale mistrz z Bazylei zmierzy się z inną wielką sensacją turnieju w Rzymie Francuzem Benoit Paire'em. W drugim zagrają król kortów ziemnych Hiszpan Rafael Nadal z Czechem Tomaszem Berdychem, który wyeliminował światową "jedynkę" Serba Novaka Djokovicia. Janowicz znowu znalazł się na ustach wszystkich interesujących się tą dyscypliną sportu. Oprócz dobrej gry, cechuje go także ekshibicjonizm na korcie. Wszyscy pewnie pamiętają jego utarczkę z sędzią spotkania w trackie tegorocznego Australian Open i chyba już słynną frazę: What Jerzy, kurde. W Rzymie po zwycięstwie nad Tsongą w drugiej rundzie z radości rozerwał koszulkę...