Jest to niespodzianka, ale biorąc pod uwagę ostatnie dokonania Federera, nie aż tak wielka. Mistrz z Bazylei już bardzo dawno nie wygrał żadnego turnieju. Ostatnio triumfował w wielkoszlemowym US Open, jednak było to we wrześniu ubiegłego roku. Od tego momentu tylko raz był w finale, ale podczas Australian Open przegrał z Rafaelem Nadalem. W Monte Carlo Federer pierwotnie miał nie startować, jednak ostatecznie zmienił zdanie i jak się okazało w czwartek, nie miał racji. W pierwszym secie Wawrince, który wspólnie ze swoim rodakiem w Pekinie wywalczył złoty medal olimpijski w grze podwójnej, wystarczyło jedno przełamanie, aby zapisać go po swojej stronie. Drugi zaczął się od kolejnego przełamania w wykonaniu Wawrinki, ale Federer natychmiast odrobił straty. W 11. gemie "FedExpress" znów jednak przegrał swoje podanie, a w następnym Wawrinka dokończył dzieła. - Przyjechałem tutaj, zobaczyć w jakiej jestem formie. Teraz wiem, że muszę potrenować, aby na turniej w Rzymie (27 kwietnia-3 maja) wrócić mocniejszym - przyznał Federer. - Nie martwię się za bardzo tym wynikiem, bo wiele sobie po imprezie w Monako nie obiecywałem. To oczywiście nie jest dobry wynik, ale nie chciałem tutaj nikogo zdominować - dodał. Deszcz uniemożliwił rozegranie wszystkich zaplanowanych spotkań. Gry zaczęły się z pięciogodzinnym opóźnieniem, a np. mecz rozstawionego z numerem jeden Hiszpana Rafaela Nadala z Nicolasem Lapentim przerwano przy stanie 1:0 dla Ekwadorczyka. III runda: Stanislas Wawrinka (Szwajcaria, 13.) - Roger Federer (Szwajcaria, 2.) 6:4, 7:5 Novak Djoković (Serbia, 3.) - Albert Montanes (Hiszpania) 6:1, 6:7 (4-7), 6:0 Andreas Beck (Niemcy) - Juan Monaco (Argentyna) 3:6, 6:2, 7:5 Fernando Verdasco (Hiszpania, 7.) - David Ferrer (Hiszpania,10.) 6:2, 6:1