Wspaniałe wieści z Guadalajary nadeszły już po godz. 7 polskiego czasu - Magdalena Fręch awansowała do ćwierćfinału turnieju WTA 500 w Guadalajarze, mimo że z 20-letnią Amerykanką Ashlyn Krueger przegrała pierwszego seta 3:6. W dwóch kolejnych była jednak lepsza, w trzecim zdemolowała rywalkę 6:1, powtórzyła swój największy sukces w imprezie tej rangi. A zwycięstwo ma kilka dodatkowych następstw, niektóre już widać w rankingu WTA. Przełomowy sezon dla Magdaleny Fręch. I to nie tylko za sprawą rekordowego Australian Open Rok temu, jesienią, łodzianka walczyła o to, by nie stracić miejsca pod koniec pierwszej setki, bo to dawało jej miejsce w głównej drabince Australian Open. Udało się, świetnie zagrała pod koniec października w zawodach ITF W100 w Les Franqueses del Valles, dorzuciła 140 pkt do rankingu i dopięła swego. A dalszy ciąg już znamy. Czwarta runda w Melbourne, czyli lepszy występ niż Igi Świątek, pierwszy w karierze awans do czołowej pięćdziesiątki światowej listy, przez moment pozycja polskiej rakiety numer dwa w rankingu. To wszystko nie wzięło się znikąd. Fręch ryzykowała, grała wiele, szukała punktów. Turniej w Guadalajarze jest jej 26. w tym roku, rankingowym, a grała przecież jeszcze w igrzyskach czy w meczu ze Szwajcarią w Billie Jean King Cup. Często zdarzało się, że żegnała się z zawodami już po pierwszym meczu, ale podnosząc poziom - dokonywała też rzeczy przełomowych. Do tego sezonu w zawodach WTA 250 tylko trzykrotnie grała w ćwierćfinałach: w 2020 roku w Pradze, w zeszłym w Birmingham i Nottingham. A w tym ma już rekordowy start w Wielkim Szlemie, finał turnieju WTA 250 (w Pradze) i dwa ćwierćfinały WTA 500 (Monterrey, a teraz Guadalajara). Świetnie wykorzystuje te momenty, gdy najlepsze zawodniczki już odpoczywają przed kluczowymi turniejami w sezonie, albo... odpoczywają po nich. Jak teraz w Guadalajarze, bo przecież w tych zawodach można zdobyć tyle samo punktów, co w kwietniu w Stuttgarcie czy w czerwcu w Berlinie. Tyle że w Meksyku nie grają Świątek, Sabalenka, Pegula, Gauff czy Rybakina. Rekordowy ranking Magdaleny Fręch jest już faktem. A w sobotę rano może być już wśród 40 najlepszych tenisistek świata Dobra gra w stolicy stanu Jalisco sprawiła, że 26-letnia łodzianka w poniedziałek znów będzie rakietą numer dwa w Polsce. Traciła osiem punktów do Magdy Linette, teraz ma już de facto o 52 więcej. Mało tego, Fręch znajdzie się - już na pewno - na najwyższym miejscu w rankingu WTA w karierze! W klasyfikacji prowadzonej "na żywo" wskoczyła na 40. miejsce, czyli o dwie pozycje wyżej niż wynosi jej rekord. A o jedno miejsce może ją zepchnąć jedynie Marie Bouzková, która też zagra w nocy w Guadalajarze o półfinał (z Caroline Garcią). Gdyby Fręch zdołała pokonać 19-letnią Kanadyjkę Marinę Stakusic, a wydaje się być faworytką, przeskoczy trzy kolejne rywalki i już teraz znajdzie się bardzo blisko pozycji dającej rozstawienie w Melbourne. W tym roku straci jeszcze wspomniane 140 punktów wywalczone rok temu we wspomnianych wyżej zawodach ITF we Francji oraz - za tydzień - 60 pkt za zeszłoroczny występ w Guadalajarze (ale w to miejsce wskoczy 48 pkt za styczniowy turniej w Hobart). Inne turnieje już się nie liczą. Brakuje więc około 250 oczek do ostatniej pozycji dającej rozstawienie. Kto wie, być może już po zawodach w Meksyku łodzianka będzie o malutki krok od spełnienia tego celu. Albo nawet go spełni.