"Owszem, w pierwszym secie miałam 4:1, ale to był tylko jeden break, więc to aż tak dużo nie znaczyło. Natomiast w drugim było już bliżej i na pewno nie powinnam przegrać tego seta. Wygrałam trzy pierwsze piłki łatwo i nie powinno mi to uciec, ale później zepsułam pięć kolejnych w wymianach" - dodała krakowianka. Pierwszego seta Radwańska przegrała w tie breaku. W drugim nasza tenisistka miała pięć piłek setowych, ale żadnej nie wykorzystała. "Nie miałam żadnego "hebla", czy czegoś takiego. To był bardzo dobry i wyrównany mecz od początku, dobrze grałam. To nie była więc głowa, tylko po prostu nie wykorzystałam tego, co miałam. Trzeba było to jakoś inaczej rozegrać, a jak się takich szans nie wykorzystuje, później ciężko to nadrobić, szczególnie jak rywalka tak dobrze gra, jak Maria. Tutaj każda piłka jest ważna" - podkreśliła Radwańska. "Ona ma taki styl gry, że cały czas nadaje tempo, a do tego bardzo dobrze serwowała. Na to ja nie miałam żadnego wpływu. Właściwie chwilami serwowała dwa pierwsze serwisy. Owszem, udawało mi się ją przełamać, ale ona świetnie returnowała, więc udawało jej się odrabiać straty" - zaznaczyła Polka. Po meczu ojciec i trener Robert Radwański w dość mocnych słowach skrytykował postawę córki i zmarnowane szanse. Jego zdaniem przyczyna leży w głowie, a spowodowana jest coraz słabszą odpornością psychiczną, przy coraz lepszym tenisie. "Przyzwyczaiłam się już do krytycznych słów taty, bo jemu nigdy się nie dogodzi. Zresztą łatwo jest analizować co należało zrobić lub nie, gdy się siedzi na trybunach. Inaczej to jednak wygląda z perspektywy gry na korcie. Nie mam sobie nic do zarzucenia jeśli chodzi o głowę. Nie byłam przestraszona od początku. To był taki mecz, w którym owszem prowadziłam w dwóch setach, ale tu były takie piłki, wymiany, w których wszystko było na styku. Może mogłabym bardziej w nich zaryzykować, ale to łatwo się mówi po fakcie" - podsumowała Radwańska.