"Teraz już nie czuję jakiejś szczególnej presji, zdecydowanie większą presję odczuwa się w pierwszym tygodniu Wielkiego Szlema, szczególnie u wysoko rozstawionych. Wiadomo, że planem minimum jest ćwierćfinał, to podstawa przyzwoitości, więc wtedy się często myśli, żeby głupio nie przegrać z kimś niżej notowanym. Teraz już jestem bardziej zrelaksowana. Teraz po prostu wychodzę na kort i chcę zagrać najlepszy tenis" - powiedziała Radwańska. Polka trzeci z rzędu mecz w Londynie rozstrzygnęła w trzech setach, po grubo ponad dwugodzinnej walce. W dodatku miedzy czwartą rundą i ćwierćfinałem minęły mniej, niż 24 godziny. "Plan gier nie był dla mnie najlepszy, bo to trzeci z rzędu mój ciężki mecz w tym turnieju. Brakowało mi na pewno dnia przerwy po wczorajszym, no i znów prawie dwie godziny i 40 minut na korcie, no, bo jeszcze przerwy przez deszcz były. To jednak czuje się w nogach, szczególnie na trawie, gdzie gra się dość nisko na nogach cały czas. Ale w drugim tygodniu Wielkiego Szlema się nie myśli o bólu. Dopóki pozwala grać walczy się do samego końca " - powiedziała Radwańska. We wtorek Polka miała plecy i nogi oklejone plastrami wspomagającymi mięśnie, a przed decydującą partią w spotkaniu z Chinką poprosiła o pomoc medyczną, po której na prawym udzie pojawiła się szeroka taśma. "Nie obawiam się tego urazu, to raczej normalny skutek nadmiaru tenisa. Dlatego wskoczyłam zaraz po meczu do kąpieli z lodu, która jest najlepszym sposobem na zmęczenie po czymś takim, jak dziś. Potrzebuje po prostu jednego dnia na odpoczynek i maksymalną regenerację, czego mi brakło przed pojedynkiem z Li. Jutro porządny masaż i ćwiczenia i wszystko powinno być w porządku. Będę w stu procentach gotowa do gry w półfinale" - powiedziała Radwańska. Pojedynek z Li krakowianka zakończyła dopiero przy ósmym meczbolu. Przy każdym obie tenisistki grały na maksymalnym poziomie ryzyka, kierując większość piłek w okolice linii. "Właściwie przy każdym z meczboli piłka zahaczała o linię, aż widać było unoszący się biały pyłek. Zresztą we wcześniejszych setach też grałyśmy na maksimum ryzyka, przecież był gem, w którym kilka piłek przechodziło po taśmach na drugą stronę. W sumie w końcówce to już obie grałyśmy chyba siłą rozpędu, chcąc za wszelką cenę rozstrzygnąć ten mecz. Nawet nie wiem ile było tych meczboli, bo się zgubiłam po trzecim, najpóźniej czwartym" - uważa Radwańska. Kolejną jej rywalką będzie Niemka polskiego pochodzenia Sabine Lisicki (nr 23.), która we wtorek pokonała Estonke Kaię Kanepi 6:3, 6:3. "Na pewno return będzie najważniejszy w meczu z Lisicki. Sądzę, że w czwartek będzie podobnie jak w trzeciej rundzie z Madison Keys, która też świetnie serwowała i to przez cały mecz, tak mocno, że chwilami niewiele mogłam zrobić . Zobaczymy za dwa dni, jak będzie i czy Sabine będzie serwować tak dobrze jak zazwyczaj. Na szczęście też Kort Centralny jest dość wolny, co widać było dzisiaj po długości wymian" - powiedziała Radwańska. Będzie to jej trzeci pojedynek z Lisicki, a bilans dotychczasowych jest remisowy. Niemka wygrała z nią w 2011 roku na twardym korcie w Stanford 7:6 (7-4), 2:6, 6:2, natomiast w kolejny sezonie na tej samej nawierzchni w Dubaju lepsza okazała się Polka 6:2, 6:1. "Widziałam jej mecze, szczególnie na trawie ma zawsze dobre wyniki. Dawno ze sobą nie grałyśmy, tym bardziej na trawie, więc trudno coś przewidywać. Na pewno szykuje się poważne wyzwanie, w dodatku w półfinale Wielkiego Szlema. Znamy się długo, właściwe od czasów juniorskich, choć na pewno nie jest to przyjaźń, tak jak w przypadku Angie Kerber czy Karoliny Wozniacki. Zawsze jakoś łącznikiem w Tourze był dla nas język polski, więc wszystkie trzymałyśmy się razem" - powiedziała Radwańska. Przed rokiem krakowianka również miała ciężki ćwierćfinał, przerywany przez deszcz, z Rosjanką Marią Kirilenko. W półfinale pokonała Niemkę o polskich korzeniach Angelique Kerber. "Faktycznie jest jakieś podobieństwo, choć tym razem nie ma już Sereny w turnieju. Zresztą tym razem trafiłabym na nią już w pólfinale, więc raczej ciężko byłoby myśleć o powtórce ubiegłego roku. No i jednak trudno porównywać Angeliqe z Sabine, bo to jednak zupełnie inny tenis. Szczególnie jej serwis robi wrażenie, no i pomógł jej w czwartej rundzie pokonać Williams" - uważa Radwańska. Z Londynu - Tomasz Dobiecki