W ubiegłym sezonie zmagała się z bolesną kontuzją dłoni - powracającym stanie zapalnym ścięgna palca serdecznego. Dlatego po zakończeniu startów poddała się w Krakowie operacji, a tuż po niej udała się na wakacje na Mauritiusie, razem z młodszą siostrą Urszulą i duńską tenisistką polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki. W tym roku Radwańska już nie ma problemów z ręką, ale za to w styczniu lekarze stwierdzili u Urszuli pęknięcie jednego z kręgów w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Po półrocznej przerwie w grze i operacji zalepienia ubytku tkanką kostną wróci na korty w sierpniu. Co najbardziej panią wzrusza? Agnieszka Radwańska: - Wizyty w hospicjach u chorych dzieci. Te chwile uświadamiają mi, że tak naprawdę zdrowie jest najważniejsze, a ja na co dzień denerwuję się choćby dlatego, że nie wykorzystałam meczbola. Choroba to straszna rzecz, głównie przez bezsilność. Zapomina się o tym wychodząc na kort, ale takie spotkania przypominają o tym, co naprawdę ważne. Sama pani miała poważne problemy z ręką, a w tym roku ciężka kontuzja dotknęła Urszulę. Czy takie sytuacje pozwalają na odpoczynek i złapanie głębszego oddechu od ciągłych podróży i gry w tenisa? - Na pewno to nie są wakacje. Przecież trzeba wtedy biegać z jednego końca Krakowa na drugi, jak nie na prześwietlenie, to na badania czy rehabilitację. Gdyby jeszcze wszystko było w jednym miejscu, ale niestety tak nie jest. Ja to przerabiałam po zakończeniu ostatniego sezonu, a Ula miała ciężką pierwszą połowę tego roku, kiedy bolał ją kręgosłup, a po operacji sama nie mogła założyć butów. To dość uciążliwe i przez to całe zamieszanie nie ma tak naprawdę zbyt wiele wolnego czasu, tylko dla siebie. Czyli nie ma szans na słodkie lenistwo? - Lenistwo? Ja nie potrafię nic nie robić, bo taka sytuacja mnie męczy. Owszem, mogę czasem się wyrwać na plażę, do kina, na zakupy czy spotkać się ze znajomymi, ale żeby leżeć plackiem na plaży przez pół dnia albo siedzieć i się nudzić w domu...? Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Ale w listopadzie była pani na Mauritiusie z siostrą i przyjaciółkami z kortów. W tabloidach sporo było zdjęć jak się opalacie na plaży... - Owszem, w zimie, jak już się sezon kończy, to muszę trochę odpocząć, więc jadę w jakieś ciepłe miejsce. Ostatnie wakacje były specyficzne, bo byłam tuż po operacji dłoni i nie mogłam przez kilka tygodni trzymać rakiety w ręku. To było więc usprawiedliwione, ale przecież nie leżałam na plaży cały dzień. Biegałam i wykonywałam różne ćwiczenia, które nie obciążały dłoni, żeby zupełnie nie wypaść z formy. Grając niemal cały rok w turniejach w piekącym słońcu chce się jeszcze pani opalać w przerwie między sezonami? - Przyznaję, że mam na punkcie opalenizny "hopla". Jak gram mecze, to zawsze dokładnie podwijam sobie spodenki, żeby nie wystawały spod spódniczki czy sukienki. Ale to nie zmienia faktu, że i tak na korcie nie da się równo opalać i zawsze będę miała na nogach ślad po skarpetkach. Choćby na basenie później człowiek czuje się nieswojo... Wybiegając daleko w przyszłość, powiedzmy 10 lat, co mogłaby pani wtedy robić? Czy są już jakieś plany? - Nie wiem. Oczywiście chciałabym jeszcze kilka lat pograć w tenisa, najlepiej na obecnym poziomie. No i przede wszystkim zakończyć karierę z własnej, nieprzymuszonej woli, a nie z powodu poważnej kontuzji. Jednak jeszcze jest za wcześnie, żeby się zastanawiać jak będzie wyglądać moje życie, gdy już przestanę grać w tenisa. A może wielka podróż dookoła świata? Albo przynajmniej odwiedzanie znanych już miejsc przy okazji turniejów, których nie udało się lepiej poznać z braku czasu? - Aż taka podróż, to raczej nie. Zawsze chciałam pojechać na Hawaje, ale to jest tak daleko, że rany boskie. Po prostu nie chce mi się lecieć tyle godzin. Czasami mam już tak dosyć samolotów, że sobie tego nie wyobrażam. Jak pomyślę, że miałabym spędzić w nich kolejnych 20 godzin, to dziękuje bardzo. No może, jak już skończę karierę, to się na to zdecyduje, ale później pewnie przez pół roku nie będę nigdzie latać. A jest takie miejsce, oczywiście poza Krakowem, w którym czuje się pani prawie jak w domu i mogłaby kiedyś zamieszkać? - Bardzo lubię Australię, zarówno miejsce, jak i ludzi. Podobają mi się tam miasta, w których grałam, czyli Sydney i Melbourne. Myślę, że mogłabym tam mieszkać, nawet pomimo 40-stopniowych upałów w lecie. Jedyna wada to pająki, bo się ich bardzo boję, ale trudno, tak już tam jest: słońce i jak mówią polonusi leżing, plażing, smażing. No i może jeszcze Floryda mi odpowiada, ale bardziej tak, żeby tam mieć apartament i co jakiś czas wpadać. Czytaj także: Sawczuk rywalką Radwańskiej w 2. rundzie