Polacy, choć debiutowali w tej imprezie, zostali rozstawieni z numerem pierwszym, "Trójkolorowi" natomiast z numerem trzecim. Na pierwszy ogień poszli Panfil, który w Pucharze Hopmana zastąpił kontuzjowanego Jerzego Janowicza, i Tsonga. Choć Polak w meczach grupowych pokonał Włocha Andreasa Seppiego i reprezentanta Kanady Milosa Raonica, a więc zawodników z pierwszej "30" rankingu ATP, to zdecydowanym faworytem sobotniej potyczki był Francuz. Tsonga to przecież 10. rakieta świata, która wystąpiła nawet w finale wielkoszlemowym - porażka z Novakiem Djokoviciem w Australian Open 2008. Natomiast dla Panfila, gracza do tej pory co najwyżej na poziomie challengerów i 288. w rankingu, to dopiero pierwsze kroki na tenisowych salonach. Nasz reprezentant nie przyniósł nam jednak wstydu. Nie sprostał rywalowi przegrywając 3:6, 6:3, 3:6, ale zmusił Jo-Wilfrieda do wysiłku, co może mieć później znaczenie. W każdym z setów zawodnikom wystarczało jedno przełamanie, aby zapewnić sobie zwycięstwo w partii. W pierwszym stało się to w szóstym gemie, kiedy górą był Tsonga. W pierwszym gemie drugiego seta Panfil wyszedł z dużych opresji broniąc pięć break-pointów. To wyraźnie go zmobilizowało, bo zaczął pewniej wygrywać przy własnych serwisach, a w ósmym gemie przełamał Francuza, by w następnym utrzymać podanie i zdobyć seta. Mimo że Tsonga był trochę zdziwiony faktem przegrania partii, to zmobilizował się na tyle, by w czwartym gemie decydującego seta po raz drugi w meczu przełamać serwis Polaka, co okazało się kluczowe. Potem na kort wyszły Radwańska i Cornet. Obie tenisistki w turniejach WTA spotkały się tylko dwa razy i oba pojedynki wygrała krakowianka. Agnieszka pewnie wygrała pierwszego seta 6:3. Szybko objęła prowadzenie 3:0 i do końca utrzymała przewagę jednego przełamania. W drugiej partii trwała wyrównana walka. Wreszcie w dziewiątym gemie Radwańska znowu przełamała podanie rywalki obejmując prowadzenie 5:4. 10. gem był pasjonujący. Panie pokazały naprawdę wyśmienity tenis, a wymiany stały na najwyższym poziomie. Po jednej z nich Francuzka przez dłuższą chwilę nie mogła nawet złapać oddechu i dostała ostrzeżenie za przedłużanie przerwy w grze. Mimo wszystko Cornet wygrała tego niesamowicie długiego gema, a że kolejne zawodniczki rozstrzygały zgodnie z zasadą własnego serwisu, o zwycięstwie decydował tie-break. W nim Polka przegrywała już 3-6, doprowadziła jednak do remisu, ale potem górą była Francuzka (9-7). Trzecia, decydująca o losach spotkania odsłona, znów należała do Polki. Radwańska szybko objęła prowadzenie i ani przez moment nie pozwoliła rywalce na odrobienie strat. "Isia" wygrała seta 6:2. O losach finału zadecydował zatem trzeci mecz, czyli pojedynek w mikście. W tym Panfil i Radwańska nie mieli żadnych argumentów, żeby zagrozić znakomicie dysponowanym rywalom. "Biało-czerwoni" przegrali 0:6, 2:6. To pierwszy triumf Francji w Pucharze Hopmana. Polska - Francja 1-2 Grzegorz Panfil - Jo-Wilfried Tsonga 3:6, 6:3, 3:6 Agnieszka Radwańska - Alize Cornet 6:3, 6:7 (7-9), 6:2 Radwańska/Panfil - Cornet/Tsonga 0:6, 2:6