Spotkanie Pucharu Davisa miało być świętem tenisa w Kaliszu. Ze względu na potencjalne zagrożenie koronawirusem Polski Związek Tenisowy w porozumieniu z władzami miasta i wojewodą wielkopolskim podjął decyzję o rozegraniu meczu bez udziału publiczności. Zastosowano też pewne środki ostrożności, dzieci do podawania piłek miały na rękach lateksowe rękawiczki. W pierwszym pojedynku Żuk nie miał zbyt trudnej przeprawy i po 50 minutach dał biało-czerwonym pierwszy punkt. Tylko początek spotkania był nieco wyrównany, ale od stanu 2:2, z każdym kolejnym wygranym gemem Polak coraz bardziej się rozkręcał. W drugim secie przewaga Żuka była już ogromna. Kilka razy świetnie spisał się w obronie, za co otrzymał brawa na stojąco także od swoich kolegów i sztabu szkoleniowego. Po meczu przyznał, że trochę brakowało mu kibiców. "Obecność publiczności ma znaczenie, to wsparcie jest bardzo ważne, kiedy +nie idzie+ to oni motywują cię do dalszej gry, aby ten mecz wygrać" - mówił po meczu sklasyfikowany na 302. miejscu w rankingu ATP tenisista. Dla Żuka był to też debiut w reprezentacji w Pucharze Davisa. "Debiut w David Cup nie jest łatwy, a szczególnie, gdy grasz w roli faworyta. To było widać po początku meczu. Widziałem, że nie jest to przeciwnik z najwyższej półki, ale wtedy pojawiły się w głowie jakieś myśli. Próbowałem grać dalej to, co najlepiej potrafię. Spodziewałem się, że będzie łatwiej pod kątem mentalnym, ale wcale tak nie było. Mimo to uważam, że zagrałem swój dobry, solidny tenis" - podsumował. W drugim pojedynku singlowym wracający do reprezentacji po czteroipółletniej przerwie Jerzy Janowicz zmierzy się Pak Long Yeung. Wynik: Kacper Żuk (Polska) - Ching Lam (Hongkong) 6:2, 6:1 Autor: Marcin Pawlicki lic/ co/