Australia pokonała Polskę 4:1 na korcie ziemnym w stołecznej hali Torwar w ramach trzydniowej rywalizacji w barażu o miejsce w Grupie Światowej daviscupowych rozgrywek. Dwa punty w singlu zdobył dla gości Bernard Tomic, a po jednym Lleyton Hewitt i Nick Kyriagis. Natomiast jedyne zwycięstwo wśród gospodarzy odniósł debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Od piątku uwagę wszystkich widzów przykuwała blisko 60-osobowa grupa fanów ubranych w żółto-zielone barwy, z umalowanymi w narodowych kolorach twarzami, perukami i z flagami. W tym gronie rzucał się w oczy "Bosman", w czapce marynarskiej, który intonował większość śpiewów i dyrygował dopingiem. Repertuar dobierał lepiej niż profesjonalny DJ w modnej dyskotece. Bo czy lepiej można było wyrazić przewagę Lleytona Hewitta nad Łukaszem Kubotem przed ostatnim gemem w meczu niż refrenem "Do good, so good"? Ilościowo australijscy fani byli w zdecydowanej mniejszości, a z każdym dniem coraz skuteczniej byli zagłuszani przez ponad czterotysięczną polską widownię uzbrojoną w nadmuchiwane balony w kształcie pałek. Jednak niczym nie zrażeni ogólnym tumultem "Fanatics", bo tak się nazwała kilka lat temu ta rozrywkowo nastawiona grupa, cały czas przypominali o swojej obecności na Torwarze. "Ile mnie kosztowało? Chodzi o pieniądze?" - dziwił się kapitan reprezentacji Australii Patrick Rafter, który ponoć ze swojej kieszeni wyłożył pieniądze na wejściówki dla tej grupy, a także miał opłacić jej nocleg w jednym ze stołecznych hosteli. "To grupa kibiców, która mieszka na stałe w Europie i często towarzyszy naszym tenisistom, gdy grają w europejskich turniejach. Można powiedzieć, że zgarnęliśmy ich do Polski, jadąc tu z Niemiec i sprezentowaliśmy bilety na mecze. Dla nas bardzo ważna jest interakcja między nimi i naszymi zawodnikami, bo potrafią w niesamowity sposób wspierać i ożywiać atmosferę na trybunach" - dodał Rafter. Były lider rankingu ATP World Tour i dwukrotny triumfator wielkoszlemowego US Open (1997-98) od dwóch lat pełni funkcję kapitana. Pomógł Australii, która 28 razy zdobywała Puchar Davisa - ostatnio w 2003 roku - wrócić do Grupy Światowej po siedmioletniej przerwie. "Jesteśmy szczęśliwi, bardzo szczęśliwi, że wygraliśmy i wrócimy do elity. Jest okazja, by to uczcić, choć jeszcze nie wiemy dokładnie gdzie. No tak, jako kapitan, chyba ja będę musiał przygotować właściwą taktykę na wieczór. Pewnie znajdzie się w niej wizyta w jakiejś dyskotece, piwo z naszymi kibicami gdzieś na mieście, no i sam nie wiem co jeszcze. Nie miałem jeszcze czasu na opracowanie taktyki poza kortem" - powiedział wyraźnie rozluźniony Rafter. Zanim ekipa Australii ustaliła, jakie miejsca w Warszawie odwiedzi, korzystając z okazji do świętowania sukcesu, rozegrała blisko godzinny mecz futbolu, bynajmniej nie australijskiego. Już przy pustych trybunach m.in. Rafter, Hewitt, Bernard Tomic - zdobywca dwóch punktów w singlu na Torwarze - debliści Nick Kyrgios i Chris Guccione, rezerwowy Marinko Matosevic oraz były tenisista polskiego pochodzenia Peter Luczak podzielili się na dwie pięcioosobowe drużyny. Biegali po korcie z dziecięcą wręcz radością za tenisową piłką, celując do bramek ustawionych z krzeseł. Ten towarzyski mecz zakończył się zwycięstwem drużyny wybranej przez kapitana reprezentacji, który zdobył trzy gole. W przerwie meczu Rafter zdążył też zamówić skrzynkę piwa, którym bohaterowie trzydniowej rywalizacji na Torwarze podzielili się z kilkuosobową garstką pozostałych na trybunach australijskich kibiców należących do grupy "Fanatics".