W sobotę debel Łukasz Kubot, Marcin Matkowski pokonał Ricardasa Berankisa i Laurynasa Grigelisa 6:4, 6:4, 7:6 (7-1). Wszyscy wspomniani zawodnicy - poza Matkowskim - grali w piątkowym singlu. Kubot uległ Berankisowi 2:6, 4:6, 3:6, a pierwszy punkt Polakom zapewnił Jerzy Janowicz, który pokonał Grigelisa 7:6 (7-3), 6:3, 6:4. Po 32-letnim lubinianinie od początku widać było dużą determinację, by zrehabilitować się za piątkową porażkę. Pierwotnie on i Matkowski mieli zmierzyć się w grze podwójnej z Grigelisem i Lukasem Mugevicziusem. Kapitan rywali - Rimvydas Mugeviczius - postawił jednak na dwóch najwyżej notowanych zawodników, chcąc zwiększyć szanse swojej ekipy na zwycięstwo. We wszystkich setach sobotniej konfrontacji oba duety miały szanse na przełamanie. "Biało-czerwoni" wykorzystali dwie z 13, ich przeciwnicy - zmarnowali wszystkie cztery. Polacy swoje "breaki" zanotowali w kluczowych momentach - w dziewiątym gemie pierwszej i drugiej odsłony. Rywalizacja w obu była zacięta, kibice obejrzeli sporo gemów granych na przewagi. W inauguracyjnej partii Kubot i Matkowski, którzy w deblu wystąpili razem poprzednio w Wimbledonie w 2013 roku, wykorzystali drugą piłkę setową, w kolejnej - trzecią. Mimo wielu pustych miejsc na trybunach zawodnicy obu ekip nie mogli narzekać na brak dopingu. Litewscy fani nieraz gwizdali na przedstawicieli gospodarzy, ale miejscowych kibiców tylko tym zmobilizowali do głośniejszego wspierania "Biało-czerwonych". W trzecim secie zwycięzców wyłonić musiał tie-break. Berankis i Grigelis wcześniej ambitnie starali się stawić czoła znacznie bardziej doświadczonym rywalom, ale w tej części spotkania byli już bezradni. Popisowo grał zwłaszcza Kubot, który dropszotem zakończył to spotkanie. W niedzielę w planie są pojedynki singlowe - Jerzego Janowicza z Berankisem, który w przypadku wygranej łodzianina może już zadecydować o zwycięstwie "Biało-czerwonych", i Kubota z Grigelisem. Drużyna prowadzona przez kapitana Radosława Szymanika trzeci raz z rzędu występuje na zapleczu elity, ich rywale - po raz pierwszy w historii. Do konfrontacji Polska - Litwa w Pucharze Davisa doszło wcześniej raz. W 1995 roku w Wilnie biało-czerwoni wygrali 4-1.Zwycięzca meczu w Płocku zagra w drugiej rundzie w lipcu z Ukrainą. Marcin Matkowski (Polska): - Chcielibyśmy w niedzielę zagrać przy pełnych trybunach. Mecz nie był łatwy, rywale starali się nas pokonać, ale każda końcówka seta należała do nas. Najbardziej jesteśmy zadowoleni z tie-breaku, zagraliśmy fenomenalnie i wygraliśmy 7-1. Bardzo nerwowa był końcówka drugiego seta, wtedy dwukrotnie nie byliśmy przygotowani do serwisu, kiedy sędzia uciszał kibiców obu drużyn, był serwis, na który nie byliśmy gotowi. Widać z tego, jak bardzo rywale chcieli wygrać. - Kibice stanęli na wysokości zadania. W trzecim secie kibice wreszcie uciszyli Litwinów. Muszę tu dodać, że nie podobała mi się postawa litewskich kibiców, którzy, zamiast dopingować swoich zawodników, kierowali doping personalnie pod naszym adresem. Na każdy błąd odpowiadali krzykiem "dawaj Łukasz". Nie mówiliśmy o tym sędziemu, bo koncentrowaliśmy się na grze. Wczoraj kibicowali bardzo dobrze, dzisiaj było bardzo nie w porządku, ale mam nadzieję, że to pomoże nam w ostatecznym zwycięstwie. Łukasz Kubot (Polska): - Cieszę się, że pokazaliśmy w tym pojedynku nasze doświadczenie, przede wszystkim w trzecim secie, który, jak powiedział Marcin, zagraliśmy fenomenalnie. Radosław Szymanik (kapitan reprezentacji Polski): - Jestem zawiedziony jedną rzeczą, nie wynikiem, bo z tego jesteśmy bardzo zadowoleni, ale na korcie mieliśmy finalistę Wielkiego Szlema, a jego grę obserwowało około 800 osób. Chciałbym widzieć turniej w jakiejkolwiek innej dyscyplinie na takim poziomie sportowym, gdzie grają reprezentanci i są puste trybuny. Polska - Litwa 2-1 Łukasz Kubot, Marcin Matkowski - Ricardas Berankis, Laurynas Grigelis 6:4, 6:4, 7:6 (7-1)