Swój ostatni mecz w zawodowym tourze Petra Kvitova wygrała 1 października 2023 roku w Pekinie, ograła wtedy Xiyu Wang. Była zawodniczką ze ścisłej światowej czołówki, wtedy 14. w rankingu WTA, a później zniknęła z kortów. Po kilku miesiącach okazało się, że doświadczona Czeszka zdecydowała się na macierzyństwo, stąd przerwana kariera. A z uwagi na zaawansowany sportowo wiek, nie spodziewano się, że będzie jeszcze chciała wrócić do rywalizacji. Tymczasem Petra, mimo kłopotów podczas samego porodu, wróciła, dokonała tego w lutym w Austin. Była dość blisko pokonania w pierwszej rundzie Jodie Burrage, tak samo miała później szansę w starciu z Varvarą Grachevą w Indian Wells. Tyle że te trzysetowe boje przegrywała, widać było, że wiele jej brakuje do rywalem pod względem przygotowania fizycznego. A już bardzo źle było w Miami (porażka z Sofią Kenin, później rozbitą "rowerem" przez Coco Gauff), a zwłaszcza w Madrycie. Mączka nigdy nie była dobrym środowiskiem dla Czeszki, ostatni mecz na tej nawierzchni wygrała w 2022 roku w Paryżu, jedyny w tamtym sezonie. W Madrycie przegrała więc z Katie Volynets 4:6, 0:6, przełamania szukała teraz w Rzymie. Z zawodniczką o podobnej klasie do wcześniejszych rywalek, czyli Rumunką Iriną-Camelią Begu. WTA Rzym. Petra Kvitova kontra Irina-Camelia Begu na Foro Italico. Stawką mecz z Ons Jabeur Obie znają się doskonale, Czeszka jest starsza tylko o rok, a Begu w przeszłości potrafiła już z nią wygrać. W Rzymie to raczej Rumunka była faworytką, ale nie tylko z uwagi na pozycję w rankingu WTA, w którym różni je... jedno zero. Tam Kvitova jest 830., a Begu - 83. Kvitova po prostu tak wolnej nawierzchni nie lubi, nie czuje jej, woli korty twarde, a już najbardziej - trawiaste. Stąd i jej stosunkowo rzadka obecność w stolicy Włoch, od 2010 roku grała w Italian Open tylko osiem razy. I odniosła zaledwie 8 zwycięstw w 16 meczach. Była wiceliderka światowego rankingu dość długo dostosowywała się do tych warunków, broniła się przed przełamaniem najpierw w czwartym gemie, później w szóstym. Udało się, a gdy wyrównała na 3:3, po świetnej akcji, głośno krzyknęła. Takie reakcje nie zdarzają się jej zaś zbyt często. W końcowej fazie tego seta serwis zawodził obie, ale to jednak Kvitova zdołała zdobyć jednego breaka więcej, a na finiszu wygrała swojego gema do zera. I 7-5 zostało zapisane na jej koncie. W meczach z Burrage i Grachevą w Teksasie i Kalifornii też jednak wygrywała pierwsze sety, ale całych spotkań, już nie była w stanie. Coraz gorzej poruszała się wtedy na korcie, rywalki to wykorzystywały. A wraz ze zmęczeniem - pojawiały się błędy. I to była ta kluczowa różnica względem dzisiejszego spotkania. Begu nie potrafiła zmusić rywalki do przemieszczania się po korcie, a Czeszka grała jak za dawnych lat. W drugiej partii naliczono jej zaledwie jeden niewymuszony błąd, przy ośmiu winnerach. A to wynik doskonały. Rumunka też nie odstawała, grała lepiej niż poprawnie, ale jednak odstawała od rywalki. Została przełamana już na starcie tej partii, później w piątym gemie, a po raz trzeci - w ostatnim. Kvitova wygrała 7:5, 6:1, choć jakoś szczególnie mocno się nie cieszyła z tego triumfu. Raczej widać było dużą ulgę - wygrała mecz po 583 dniach. I w nagrodę w czwartek zmierzy się z inną byłą wiceliderką rankingu WTA - Ons Jabeur. W przeszłości grały sześć razy, cztery starcia wygrała Czeszka. Przy czym dopiero teraz dojdzie do ich pierwszej potyczki na mączce.