Polski Związek Tenisowy przechodzi trudny okres. Wstrząsnęła nim afera obyczajowa związana z Mirosławem Skrzypczyńskim, prezesem związku od 2017 roku. 24 października Skrzypczyński złożył oświadczenie o rezygnacji z pełnienia funkcji ze skutkiem natychmiastowym. Wobec związku padają różne zarzuty. Odnosi się do nich następca Skrzypczyńskiego na stanowisku prezesa, Dariusz Łukaszewski - wcześniejszy wiceprezes, jednocześnie dyrektor Górnika Bytom. Paweł Czado: Jak przyjął pan zdarzenia związane z Mirosławem Skrzypczyńskim? Dariusz Łukaszewski: - Byłem tymi doniesieniami wstrząśnięty. To był szok, nie spodziewałem się czegoś takiego. Niektórzy pytali mnie: "niczego nie zauważyłeś?" Wyjaśniam: poznałem Mirosława Skrzypczyńskiego wiele lat temu. Było to wtedy gdy przyjechał do Bytomia w 1987 roku, wyjechał w 1990 roku, był wówczas partnerem Renaty Wojtkiewicz [czołowej polskiej tenisistki drugiej połowy lat 80., przyp. aut.]. Po 1990 roku nie miałem kontaktu ze Skrzypczyńskim. Po ponad dwudziestu latach spotkaliśmy się ponownie podczas zjazdu związku w 2015 roku. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że Skrzypczyński jako delegat jednego z okręgowych związków popierał wtedy inną kandydaturę niż moja do władz związku. Dariusz Łukaszewski: Zarząd zareagował zgodnie z przepisami W 2017 roku ukształtował się nowy zarząd, do którego wszedłem i miałem głęboką nadzieję, że będzie rozwijał polski tenis. Z Mirosławem Skrzypczyńskim widywałem się na posiedzeniach zarządu, przyjeżdżał też jako prezes na mistrzostwa Polski organizowane w Bytomiu. Jego zachowanie na tych oficjalnych wydarzeniach było poprawne, aczkolwiek trudno ocenić mi jego osobę poza wskazanymi zawodowymi spotkaniami. Mam głęboką nadzieję, że właściwe do tego organy wyjaśnią wszystkie doniesienia, o których dziś czytamy w mediach. CZYTAJ TAKŻE: Magdalena Fręch z pewnym i szybkim zwycięstwem w Dubaju Kiedy sprawa wyszła na jaw, jak związek zareagował? - Zarząd zareagował zgodnie z istniejącymi przepisami i nadanymi mu kompetencjami, czyli zgodnie ze statutem. Formalnie nie było możliwe usunięcie Mirosława Skrzypczyńskiego z funkcji prezesa czy członka zarządu jedynie na podstawie doniesień medialnych. Niemniej, w sposób nieformalny prowadziliśmy wewnętrzne intensywne rozmowy, które w konsekwencji doprowadziły do jego rezygnacji z funkcji prezesa zarządu. Była to jednak jego decyzja, dobrowolna zgoda na ustąpienie, innej drogi nie było, bo nie pozwalają na to przepisy, podobnie jak nie ma też możliwości kogokolwiek powołać na członka zarządu poza statutem. Sprawa była jednak na tyle bulwersująca i wstrząsnęła opinią publiczną, że minister sportu oraz pozostali członkowie zarządu poprosili prezesa, by odszedł również z zarządu. Te monity i presja odniosły zamierzony skutek, niemniej formalnie to do Mirosława Skrzypczyńskiego należało złożenie rezygnacji. Pojawiły się głosy, że po aferze związanej ze Skrzypczyńskim zrezygnować powinien cały zarząd. - Nie mogę się z tym zgodzić. Przecież pozostali członkowie zarządu nie mieli i nie mają z tym nic wspólnego. Jaka w tym nasza wina? Mało tego: jako związek podjęliśmy działania, żeby wyeliminować podobne przypadki w przyszłości. Na to możemy mieć wpływ, dlatego chcemy doprowadzić do sytuacji żeby trenerzy tenisowi nie byli osobami przypadkowymi, żeby nie wystarczał do objęcia takiej funkcji jakiś ledwie tygodniowy kurs. Kształcenie trenera tenisowego dzieci to poważna sprawa, system edukacyjny powinien obejmować również kontakty choćby z psychologiem. Chętni muszą się temu poświęcić, a dopiero później zarabiać pieniądze. Umiejętność gry w tenisa nie może być jedynym elementem, który pozwala zostać trenerem. Rozpoczynamy audyt wszystkich procedur w PZT, pod kątem ich aktualizacji, a także wdrożenia nowych systemowych rozwiązań w zakresie bezpieczeństwa zawodniczek i zawodników w tenisie profesjonalnym i amatorskim. W ramach audytu zaplanowaliśmy m.in. konsultacje z udziałem środowiska tenisowego. W celu zapewnienia pełnej transparentności audyt przeprowadzony zostanie przez zewnętrzny niezależny podmiot. Chcemy powołać rzecznika lub rzeczniczkę praw zawodniczek i zawodników, który działałby na podobnych zasadach jak rzecznik praw dziecka. Rzecznicy pomagaliby wyjaśniać wszelkie tego rodzaju sprawy. Oczywiście już pojawiają się zarzuty, że komisja powołana do wyjaśnienia sprawy byłego prezesa jest bez sensu, że trenerzy są słabi, ale my nie możemy się tym przejmować tylko robić wszystko, żeby polski tenis był jak najlepszy. Dlatego uważam, że zarząd zgodnie ze statutem może i powinien funkcjonować, czyli jeszcze przez trzy lata. Podkreślam nikomu z pozostałych członków zarządu nie postawiono żadnych zarzutów, nikogo nie połączono z historiami dotyczącymi Mirosława Skrzypczyńskiego. Żyjemy w państwie prawa, to przecież dwie zupełnie odrębne kwestie. Dariusz Łukaszewski: Polski tenis rozwija się pod każdym względem Uważam to za słuszne, bo chcę zwrócić uwagę na to, jak rozwija się ostatnio polski tenis. My dobrze wykonujemy własną pracę. Powiem o faktach: w 2017 roku budżet wynosił około 5 mln, w 2022 roku - wynosi blisko 40 mln zł. Sportowo? Drużyna dociera to półfinału ATP Cup, drużyna kobiet w finale Billie Jean King Cup gra jak równy z równym z USA i Czechami (i to bez Igi Świątek w składzie). Na Wimbledonie pięć Polek było w drugiej rundzie. Cztery drużyny młodzieżowe awansowały do rozgrywek finałowych mistrzostw Europy. Czyli na różnych poziomach coś dobrego w polskim tenisie się dzieje. Zarówno od strony organizacyjnej - są większe pieniądze na szkolenia i turnieje - jak i czysto sportowym. Oczywiście nie każdy będzie Igą Świątek, bo taka zawodniczka nie rodzi się codziennie, ale polskie juniorki idą szeroką ławą, są widoczne, być może w przyszłym roku w turniejach wielkiego szlema będzie ich siedem. W mojej opinii szkolenie polskich tenisistów przebiega należycie, widać ciągły postęp. A to jest najważniejsze. Rozwijamy się pod każdym względem. Jeszcze pięć lat temu było pięć turniejów rangi międzynarodowej, w zeszłym roku - już dwanaście. Turniejów międzynarodowych dla młodzieży było dziesięć, jest już trzydzieści. Europejska Federacja Tenisa docenia nas, chce żebyśmy organizowali kolejne. Pojawiły się jednak nowe kontrowersje. Członkowie zarządu Polskiego Związku Tenisowego w latach 2021-2022 wypłacili sobie 585 tys. zł. Autorzy artykułu twierdzą, że mają dowody na to, iż było to działanie niezgodne z prawem. - Nie mogę się z tym zgodzić. Zwracam też uwagę, że to nie jest żadne stałe wynagrodzenie. To są nagrody. Przecież do zwiększenia budżetu PZT nie doszło za pomocą czarodziejskiej różdżki. Nie było tak, że zaczęli do nas dzwonić sponsorzy błagając, byśmy przyjęli ich pieniądze. To przecież ciężka codzienna praca, żeby ktoś dał pieniądze, trzeba pojeździć, przygotować i zaprezentować plany. Ludzie z zarządu mają własne zajęcia, pracują, ale czasem muszą wziąć urlop, zrezygnować z planów rodzinnych żeby działać dla PZT. Muszę w tym miejscu podkreślić, że chcą to robić. Ich działania przyniosły związkowi mnóstwo efektów, co wykazałem wcześniej. Dlatego trzeba - uważam - ich wysiłki docenić. CZYTAJ: PZT odpowiada na zarzuty "nielegalnych premii dla zarządu" Te nagrody dotyczą wszystkich siedmiu obecnych członków zarządu. Oznacza to, że w 2021 uśredniając wysokość nagrody wynosiła ona ok. 3 150 złotych brutto miesięcznie. Podkreślam przy tym, że to jedyne pieniądze jakie dostają ze związku, nie pobierają pensji. Zaznaczam też nagrody nie pochodzą ze środków publicznych tylko z pieniędzy jakie zarobił Polski Związek Tenisowy dzięki działaniom m.in. zarządu. Dariusz Łukaszewski: Jeśli zaszły czyny niedopuszczalne, trzeba je ukarać - Odpieram te wszystkie ataki spokojnie, zależy mi, żeby tenis jak najmniej na tym ucierpiał. Sam nie jestem człowiekiem z salonów, ale człowiekiem od pracy u podstaw. W tym się najlepiej czuję i chciałbym żeby tak pozostało. Z tej perspektywy mogę stwierdzić jedno: połączenie sportu i polityki to coś najgorszego co może spotkać sport. Chciałbym żeby unikać łączenia sportu z polityką. Chcę zwrócić uwagę, że pełnię funkcje kierownicze w Górniku Bytom, było trzech prezydentów tego miasta, którzy za sobą nie przepadali, przysłowiowo darli koty ale nie miało to żadnego wpływu na pomoc każdego z nich bytomskiemu tenisowi, żaden do kierowania klubem się nie wtrącał. Podobnie było z urzędem marszałkowskim. Na dole ocenia się pracę. Dobrze by było, żeby na górze też oceniano przede wszystkim pracę. CZYTAJ TAKŻE: Ukarani za niedopuszczenie Rosjan i Białorusinów Spytam jeszcze o kolejny zarzut. Komisja w sprawie Mirosława Skrzypczyńskiego ma być w pełni niezależna, ale okazuje się, że jej członkowie będą pracować na podstawie odpłatnych umów zawartych z PZT. - Proszę pana, a jak pan to sobie wyobraża? Że zapraszamy fachowców do komisji i mówimy im: "zajmijcie się sprawą Mirosława Skrzypczyńskiego, orzekajcie w tej skomplikowanej sprawie, podejmijcie werdykty, ale zróbcie to... za darmo"?! Żeby było jasne: nie powinienem znać i oczywiście nie znam osób, które w tej komisji zasiadają. Muszą jednak być traktowane poważnie wykonując tak poważne zadanie. Są to osoby o doskonałym przygotowaniu, wszystkie kandydatki mają doktoraty w swoich dziedzinach, cieszą się doskonałą opinią. Czy powinny pracować przez okres sześciu miesięcy za darmo - w mojej ocenie stanowczo nie. Polski Związek Tenisowy podejmuje działania, żeby wyjaśnić doniesienia, bo przeszłość trzeba rozliczyć. Zatem panie redaktorze: kto miałby im zapłacić? Ich wynagrodzenie nie jest zależne od decyzji czy werdyktu, jaki podejmą, a od ich kompetencji. Tu najważniejszy jest obiektywizm i ochrona osób, które zdecydują się z komisją porozmawiać. To są wydarzenia minione, ale jeśli zaszły czyny niedopuszczalne, trzeba je ukarać. Dla nas, raz jeszcze podkreślam, najważniejsza jest teraz przyszłość. I na niej się teraz skupiamy. rozmawiał: Paweł Czado