W gruncie rzeczy zaczęło się od sporej konsternacji. "Wow, naprawdę?" - dziwił się jeden z pracowników Wimbledonu, który ma pod opieką sale konferencyjne, gdy do sali numer 2 ruszyła armia dziennikarzy. - To w końcu szósta zawodniczka na świecie - komentowali przedstawiciele mediów, wobec czego nie powinno dziwić, że Jasmine Paolini ogniskuje coraz większą uwagę. Jasmine Paolini wspomina finał ze Świątek. "Iga grała niewiarygodne" Nim wszyscy zdążyli zająć miejsca (krzesełek być może wystarczyłoby na styk), ze strony osób funkcyjnych padła propozycja, by przenieść się do odpowiednika kortu centralnego, czyli najbardziej reprezentacyjnej sali medialnej. Tej samej, w której każdorazowo spotykamy się razem z Igą Świątek. Wszyscy ochoczo się poderwali i ruszyli do "Media Theatre", gdzie po kilku minutach wkroczyła finalistka French Open 2024 w grze pojedynczej i podwójnej kobiet. W Paryżu reprezentantka Włoch, której mamą jest Polka, a ojcem Włoch, a przy tym ma także afrykańskie korzenie (ojcem jej mamy jest Ghańczyk), rozegrała turniej życia. Zatrzymana została dopiero w "polskim finale", jak nazwany został bój o puchar Suzanne Lenglen z Igą Świątek. W nim przekonała się, że mimo tak niesamowitego progresu, jej koleżanka po fachu gra w jeszcze innej lidze na swojej ulubionej mączce. Natomiast dzisiaj, meldując się w czwartej rundzie, Jasmine osiągnęła coś spektakularnego. Została bowiem pierwszą Włoszką, która dotarła do czwartej rundy w każdym z trzech pierwszych Wielkich Szlemów w roku. Nic dziwnego, że coraz lepsze wyniki Jasmine Paolini, zawodniczki z polskim pochodzeniem, są przyjmowane w naszym kraju z wielkim zadowoleniem. Toteż dlatego, wśród rozlicznych pytań na konferencji prasowej, znalazła się także przestrzeń na moje, właśnie dotyczące niedawnego starcia na korcie Philippe'a Chatriera. Czy długo analizowałaś finał z Igą Świątek? - To był naprawdę trudny mecz, dlatego trudno go analizować, ponieważ Iga grała na naprawdę wysokim poziomie. W tym momencie trudno było zrobić coś innego, aby wywrzeć na nią presję, ponieważ prezentowała się niewiarygodnie. Niemniej analizujemy, staramy się też iść do przodu, myśleć o trawie, bo to inne wyzwanie, inny turniej. Niemniej myślę, że ten mecz bardzo mi pomógł. Tak był trudny, był bardzo trudny, ale mam nadzieję, że wyjdzie mi na dobre - odparła Interii szósta tenisistka świata. Jasmine Paolini: To był szczególny moment dla mojej mamy i babci Po zakończeniu anglojęzycznej części konferencji, wzorem Paryża pozostałem na pośród włoskich przedstawicieli mediów. A gdy na końcu nadarzyła się sposobność, zapytałem, czy mógłbym powtórzyć manewr z French Open i zamienić z Jasmine kilka słów w języku polskim. Pani moderatorka, uzyskawszy zgodę tenisistki, pozwoliła mi na jeszcze więcej niż w stolicy Francji. Po tych słowach konferencja dobiegła końca, a ja zostałem sam na sam z Paolini. I przeszliśmy na nasz ojczysty język, a Jasmine tylko w najtrudniejszych momentach ratowała się pojedynczymi słówkami po angielsku. Interesowało mnie, jako że wokół finału z Igą było tak wiele polskości, jak na to starcie zareagowali jej najbliżsi. - O tak, to był również szczególny moment dla mojej mamy i babci. Myślę, że obie były bardzo zadowolone z tego, że w Polsce też mówi się o mnie. Ja też się z tego cieszę, bo trochę dzieciństwa tam spędziłam. Dla mnie to także był radosna chwila - uśmiechała się Paolini. Dodała, jak dzisiaj wyglądają jej relacje z babcią, u której jako młoda dziewczynka często gościła w Łodzi. Turniej dopiero wkracza w drugi tydzień rywalizacji, Iga Świątek jest jeszcze rundę przed "naszą" Włoszką. Niemniej drabinka turniejowa tak się ułożyła, że obie sportsmenki ponownie mogą spotkać się w finale. Zapytałem Jasmine, czy przechodzi jej przez głowę myśl, że możliwa jest okazja na szybki rewanż w Londynie. - Wiesz... Będzie trudno, ale jesteśmy tutaj, żeby zagrać jak najwięcej meczów - roześmiała się na koniec, a przez cały czas zarażała swoim południowym temperamentem. Artur Gac, Wimbledon