Gdy Maks Kaśnikowski przystępował w pierwszym tygodniu stycznia do halowego challengera w Oeiras, był 324. zawodnikiem w rankingu ATP. Zawodnicy z drugiej setki i początku trzeciej szykowali się wtedy do eliminacji Australian Open. Nasz 20-latek mógł wtedy tylko o tym marzyć. Minęło niespełna sześć miesięcy i teraz to Polak może się powoli szykować do startu w Nowym Jorku. Po wygranej z Czechem Daliborem Svrčiną awansował właśnie na 216. miejsce w rankingu ATP "live". Już ten jego dorobek da prawdopodobnie przepustkę do eliminacji US Open, bo Kaśnikowski do końca lipca broni minimalnej liczby punktów za zeszły rok. A jeśli wygra w piątek półfinał w Poznaniu - z Kamilem Majchrzakiem lub Samuelem Vincentem Ruggerim, rozwieje wszelkie wątpliwości. Będzie w okolicach 199. miejsca na świecie. Kapitalne tygodnie Maksa Kaśnikowskiego. A zaczęło się od ryzykownej decyzji. Krok w tyłu i dwa do przodu 20-letni Polak wskoczył na bardzo wysoki poziom kilka tygodni temu, ale też podjął ryzykowną decyzję. Uznał, że po blisko roku warto zejść poziom niżej, do turnieju ITF - i go wygrał. - Chciałem zagrać kilka spotkań w jednym tygodniu, a nie zaczynać od starcia z zawodnikiem z poziomu ATP 200. I to była dobra decyzja - mówił już w Poznaniu. W Heilbronnie i Perugii docierał do ćwierćfinałów, a to były mocno obsadzone challengery ATP. W pierwszym z nich pokonał Niemca Daniela Altmaiera, w drugim Chorwata Bornę Ćoricia - obaj to gracze z pierwszej setki. I w Poznaniu poszedł za ciosem, też ograł zawodnika z dużą przeszłością, Alberta Ramosa Viñolasa, dziś znajdującego się na pograniczu pierwszej i drugiej setki rankingu, a później Włocha Giovanniego Fonio. Obu w dwóch setach: 6:3, 7:6. Dziś mierzył się ze zdolnym Czechem Daliborem Svrčiną, nieco wyżej dotąd klasyfikowanym, ale też... obaj świetnie się znają. Kaśnikowski nie ukrywa, że mają koleżeńskie stosunki, trenowali ze sobą, ale w bezpośrednich starciach było 1:0 dla Czecha. W sierpniu zeszłego roku wygrał z Polakiem na mączce w Libercu: 3:6, 7:6, 6:3. Jako czwarty Polak w półfinale challengera w Poznaniu. Przed nim byli tylko: Kubot, Janowicz i Hurkacz Dziś na korcie centralnym Parku Tenisowego Olimpia Kaśnikowski też wygrał pierwszą partię, 6:4, choć nic na to nie wskazywało. To Svrčina dwukrotnie przełamał Polaka i objął prowadzenie 3:0. Tyle że 20-latek pokazał to, co choćby w poniedziałek w meczu z Hiszpanem, kapitalnie walczył, nie było dla niego straconych piłek. Zaczął też lepiej serwować, efekty pojawiły się szybko. Wyrównał na 4:4, a później zakończył seta. Czech potrafi świetnie returnować, gorzej za to serwuje - stąd też tak wiele przełamań. W drugiej partii było ich mniej, ale końcówka należała do Kaśnikowskiego. Popełniał niej błędów, wywalczył awans do półfinału. Mało tego, zrobił to jako dopiero czwarty Polak w historii, po Łukasz Kubocie, Jerzym Janowiczu i Hubercie Hurkaczu. Dwaj ostatni poszli za ciosem i... wygrali cały Poznań Open.