30 grudnia zeszłego roku, sześć tygodni temu, Kamil Majchrzak wracał do zawodowego tenisa z zerowym dorobkiem. Po 13 miesiącach zawieszenia przez ITIA: stracił wszystko, co zdołał zgromadzić przez poprzednie 52 tygodnie. A miał dużo, był w czołowej setce najlepszych zawodników świata, mógł spokojnie przygotowywać się do gry w głównej drabince Australian Open. I to stracił. Kamil Majchrzak będzie tam, gdzie jest... Rafael Nadal. W rankingu, już 19 lutego Po powrocie ruszył na podbój maleńkich turniejów ITF - i to tylko dzięki uprzejmości organizatorów, dawali tzw. dzikie karty. Tak było w Monastyrze, tak jest teraz w innym tunezyjskim kurorcie Hammamet. Pierwszą imprezę wygrał zaraz na początku startów, po ośmiu kolejnych sukcesach w kwalifikacjach i głównej rywalizacji. Drugą dzisiaj, pewnie ogrywając znajdującego się pod koniec czwartej setki rankingu Brytyjczyka Jaya Clarke'a. Polak jest 802., miał do tej pory 25 punktów w rankingu. Teraz zdobył drugie tyle, w poniedziałek 19 lutego znajdzie się w okolicach 650. pozycji, jako sąsiad Rafaela Nadala. Gnębiony przez kontuzje Hiszpan też ma 50 punktów, ale może liczyć na wstęp do największych turniejów, wówczas zagra w Dosze. Polak zaś musi szukać tych challengerów na świecie, gdzie organizatorzy byliby skłonni dać mu wejściówkę choćby do eliminacji. Stąd zainteresowanie Majchrzaka zawodami w indyjskim Pune czy nawet w... Kigali, stolicy Rwandy. W Tunezji Polak zanotował świetny tydzień. Pierwszy raz po powrocie do rywalizacji zagrał na mączce, ale z adaptacją do tej nawierzchni nie miał żadnych problemów. Mimo, że w Hammamet grał głównie z zawodnikami specjalizującymi się w grze na cegle. Wygrał pięć spotkań, przegrał w nich tylko jednego seta, a przecież po drodze musiał ograć zawodników rozstawionych z dwójką, trójką i czwórką. Jego finałowym przeciwnikiem był Brytyjczyk Jay Clarke, który w listopadzie i grudniu, gdy Majchrzak kończył zawieszenie, spędził miesiąc na podobnych kortach w Antalyi. Wtedy, na południu Turcji, wygrał jedne zawody, dwa razy zagrał w półfinale, raz był w ćwierćfinale. W rankingu ATP miał nad Polakiem ponad czterysta miejsc przewagi, ale wiadomo, że to złudne, nie oddaje możliwości 28-latka z Mery Warszawa. Kapitalny początek Kamila Majchrzaka. Drobne problemy zaczęły się pod koniec pierwszego seta Majchrzak kapitalnie zaczął to spotkanie, wygrał pierwszych sześć piłek, całkowicie panował w swoich gemach serwisowych. A szybkie przełamanie na 2:0 sprawiło, że miał też duży komfort w całym secie. Clarke później poprawił skuteczność swojego serwisu, choć przy Polaku i tak wyglądał dość blado. Majchrzak wygrał bowiem w czterech swoich gemach 16 z 18 piłek, pierwsze problemy zaczęły się później, już przy stanie 5:3. To wtedy Brytyjczyk uzyskał dwie szanse na przełamanie. Nie zdołał jednak postawić kropki, Majchrzak zaś przy pierwszej okazji zakończył seta. Drugi już tak prosto mu nie przyszedł, choć też zapowiadało się na powtórkę z pierwszego. Polak objął prowadzenie 2:0, miał break pointa na 3:0. I wtedy to Clarke zdołał się obronić, a później - w końcu! - przełamał rywala. Zaczął się rollercoaster, bo 28-latek z Piotrkowa Trybunalskiego znów odskoczył na dwa gemy (4:2), by trzy kolejne przegrać. Ostatecznie górę wzięło jednak większe doświadczenie Majchrzaka, to on wygrał seta 7:5, całe spotkanie i turniej. Mecz trwał zaś równe 100 minut. To czternasty triumf Kamila w karierze - dziesiąty w zawodach ITF. Zarazem po raz szósty zdołał wygrać drugie zawody w jednym roku kalendarzowym. Trzech w jednym roku jeszcze nie wygrał, może za chwilę to się zmieni? Turniej ITF M25 w Hammamet (korty ziemne, pula nagród 25 tys. dolarów). Finał singla Kamil Majchrzak (Polska, WC) - Jay Clarke (Wielka Brytania, 4) 6:3, 7:5.