Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Często się śni panu medal olimpijski? Wydaje się, że w Paryżu nie będzie lepszej okazji, by polscy tenisiści w końcu - pierwszy raz w historii naszego sportu - stanęli na podium w turnieju olimpijskim. Dariusz Łukaszewski, prezes Polskiego Związku Tenisowego: Tak, często myślę o turnieju olimpijskim. To ogromne wyzwanie przed nami wszystkimi. Nie chciałbym, żeby znowu mówiono, że polscy tenisiści zawiedli. Szanse na medal mamy duże. Jakie? - Tyle ilu zawodników wystartuje: w singlu Hubert Hurkacz i Iga Świątek oraz mam nadzieję Magda Linette i Magda Fręch, w deblu Jan Zieliński z Hubertem, w mikście Iga z Hubertem, może Janek z Magdą Linette. Wszystko zależy od rankingów. Nie wykluczałbym, że olimpijską kwalifikację wywalczy Kasia Piter - tak jak w ostatniej chwili tuż przed igrzyskami w Rio de Janeiro - Paula Kania i Klaudia Jans-Ignacik. Jeżeli jedną z tych szans medalowych wykorzystamy, będziemy mogli być zadowoleni. Czy z polskim tenisem jest tak dobrze jak na to wskazują te możliwości olimpijskie i ostatnie wyniki? W tym roku był finał United Cup, zwycięstwo w mikście Australian Open Jana Zielińskiego, ćwierćfinał w singlu Huberta Hurkacza, który awansował na najwyższą pozycję w karierze w rankingu ATP. Liderką WTA wciąż jest Iga Świątek. - Od dłuższego czasu dzieje się coś dobrego w naszym tenisie. Sukcesy Igi Świątek, Huberta Hurkacza, Jana Zielińskiego, Magdy Linette i Magdaleny Fręch są wszystkim dobrze znane, ale w ubiegłym roku drużyny młodzieżowe zdobywały medale w mistrzostwach Europy, a już w tym roku trzy polskie zespoły awansowały do finałowych rozgrywek zimowej edycji mistrzostw Europy. Świadczy to o tym, że dobrze idzie nam praca z młodzieżą. To nie jest tak, że polski trener nic nie umie. Bez naszych trenerów nie gonilibyśmy Europy. Uważam, że jesteśmy w szerokiej czołówce w szkoleniu młodzieży. Na pewno jest wiele rzeczy do poprawy i widzimy to. Powinniśmy wykorzystać boom związany z popularnością - wcześniej Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza, a teraz Huberta i przede wszystkim Igi. To wszystko da się zrobić, jeżeli w naszym trudnym do gry w tenisa klimacie będziemy mieć lepszą infrastrukturę tenisową. Są sukcesy, a przy tym według badań tenis stał się w Polsce drugim pod względem wartości marketingowej sportem w Polsce, ale PZT nie ma od dłuższego czasu wielkiego sponsora jakim był ostatnio Lotos, a wcześniej Prokom. - Ponad rok trwa nasza walka o partnera strategicznego. Działamy, rozmawiamy, wysyłamy oferty. Ubolewam nad tym, że nie znaleźliśmy głównego sponsora. I jak sobie w takim razie radzi związek? - Muszę złożyć podziękowania Ministerstwu Sportu i Turystyki oraz Międzynarodowej Federacji Tenisowej ITF. W 2023 roku dzięki środkom przekazanym przez resort sportu, właśnie ITF i jej prezesa Haggerty’ego byłoby nam ciężko. To nie zmienia faktu, nie można liczyć tylko na te dwa podmioty. Musimy mieć partnera strategicznego. Bez takiego partnera Polska dotarła do finału drużynowych rozgrywek United Cup. Trochę zawstydziliśmy wielkie tenisowe kraje. Liczył pan o ile mniejszy budżet PZT w porównaniu z niemiecką federacją? To właśnie z Niemcami przegraliśmy po zaciętym finale. - Takie kraje jak Niemcy, Hiszpania, Włochy, nie mówiąc o Francji i Wielkiej Brytanii, które organizują Wielkie Szlemy, mają budżety nieporównywalne z naszymi. Pamiętam jak kilka lat temu rozmawiałem z działaczami z Czech i oni wtedy dysponowali budżetem około 30 milionów złotych na rok, a my mieliśmy 5 milionów. W 2024 roku będziemy mieć do dyspozycji około 20 milionów złotych podczas gdy u Czechów wydatki na tenis nie rosną. Przynajmniej w rywalizacji z tym krajem zmniejszamy dystans. Sukces w United Cup można traktować jako sukces reprezentacji Polski? - To jest bardzo interesująca kwestia. PZT wystawia reprezentację na "drużynowe mistrzostwa świata" kobiet a za takie uważany jest Bilie Jean King Cup i "drużynowe mistrzostwa świata", czyli Puchar Davisa. Te rozgrywki organizuje ITF, a my jesteśmy w jej strukturach. Musimy zaopiekować się tą reprezentacją, ubrać ją, wysłać na mecz i w ogóle zorganizować reprezentację co oznacza, że trzeba namówić najlepszych zawodników i zawodniczki do gry. United Cup to pomysł ATP i WTA i nie ma nic wspólnego z narodowymi federacjami. W tych rozgrywkach zawodnicy grają o punkty i pieniądze dla siebie. Ale ponieważ nasi zawodnicy występowali z orzełkiem na piersi, reprezentowali Polskę, mając dodatkowe środki z Ministerstwa Sportu i Turystyki, wsparliśmy start naszej drużyny w United Cup. Uważam, że było warto. Hubert Hurkacz zagrał z Barbadosem, a ostatnio z Uzbekistanem w Pucharze Davisa, czy Iga Świątek zagra w kwietniu ze Szwajcarią w eliminacjach BJK Cup? - Trzeba pytać o to Igę. Liczymy na to bardzo. Skład zostanie podany trzy tygodnie przed spotkaniem ze Szwajcarią (mecz odbędzie się 13-14 kwietnia na wyjeździe - przyp. ok). Często kontaktuje się pan z Team Iga Świątek? - Nie ma problemu z komunikacją z Team Iga Świątek. Rozmawialiśmy ostatnio przed United Cup. Uważam, że relacje między PZT a Igą są dobre i wszystkim nam zależy na tym, żeby takie pozostały. Jest szansa na to, aby wykupić od ojca Igi Świątek Tomasza licencję na organizację turnieju WTA w Warszawie? - W tym roku turniej na Legii nie odbędzie się. To już wiadomo. Wypadł z kalendarza. Ale PZT będzie chciał odzyskać licencję na organizację turnieju w Warszawie. Jest zainteresowanie i w przyszłym roku WTA w Warszawie może wrócić do kalendarza zawodowych turniejów. Na pewno chcielibyśmy organizować go wspólnie z dotychczasowymi właścicielami licencji, a nie osobno. Bez turniejów wyższej rangi ITF i challengerów polski tenis nie będzie się rozwijał. Ma pan pomysł, by było ich więcej? - Półkę niżej niż WTA 250 mamy turniej WTA 125, który według wszelkich znaków na niebie się odbędzie. Nie wiem, gdzie, ale się odbędzie. To PZT zdecyduje o ostatecznej lokalizacji (ostatnie dwie edycje rozegrane zostały w Kozerkach koło Grodziska Maz. - przyp. ok). Polski tenis zasługuje na ten turniej, ale też na inne. Myślimy właśnie przede wszystkim o tym, aby skupić się najpierw na mniejszych imprezach, bo potem ktoś nam zarzuca, że po pierwszej rundzie imprezy WTA czy męskiego challengera nie ma już Polaków. Nie możemy zajmować się za wszelką cenę tenisową czołówką, bo oni sobie już radzą, musimy bardziej patrzeć na zaplecze. Chcielibyśmy mieć jednak jakąś perełkę, najpierw niech to będzie turniej WTA 250, a może w przyszłości WTA 500. Tak żeby polski kibic mógł zobaczyć zawodniczki światowej klasy. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski