Mistrzyni jednego turnieju - tak mówi się o Emmie Raducanu, która jako 18-latka wygrała zmagania we Flushing Meadows, choć zaczynała turniej w kwalifikacjach. Wygrała 10 spotkań, choć ani razu nie trafiła na zawodniczkę z TOP 10 rankingu. Wtedy świat o niej usłyszał, wtedy została "reklamowym słupem" największych koncernów na świecie. I jest to do dziś jej jedyny sukces w zawodowym tenisie. Mimo że Raducanu gra niewiele, w 2023 roku rozegrała 10 spotkań, w następnym sezonie - 36, to jednak wciąż może liczyć na olbrzymie zarobki. Nie te na korcie, ale z kontraktów sponsorskich, bo pozostaje twarzą globalnych marek. To daje jej 14 milionów dolarów, nieco więcej niż z podobnych umów ma Iga Świątek. Choć zdaje sobie sprawę z tego, i mówili o tym eksperci pod koniec zeszłego roku, że i ten czas może się skończyć. Zwłaszcza, że w Azji coraz większe zainteresowanie towarzyszy Qinwen Zheng. W ostatnich dnia 2024 roku, pełna optymizmu, powiedziała, że liczy na powrót do grona najlepszych, a będzie to możliwe pod warunkiem utrzymania dobrej kondycji fizycznej. A także, co w jej przypadku jest oczywiste, unikania kontuzji. Po czym za chwilę wycofała się z turnieju WTA w Auckland. Wysoka porażka ze Świątek w Melbourne. A później kolejny cios: zrezygnował trener Raducanu Trzeba jednak przyznać, że w Melbourne, aż do starcia ze Świątek, źle wcale nie było. Raducanu, 61. wtedy na liście WTA, najpierw pokonała rozstawioną z numerem 26 Jekaterinę Aleksandrową, a dwa dni później - Amandę Anisimovą. Obie z czwartej dziesiątki rankingu, a nie wygrały żadnego seta. To wtedy Mats Wilander powiedział w studiu Eurosportu, że "za każdym razem, gdy ją widzi, nie ma wątpliwości, że może zostać jedną z najlepszych zawodniczek na świecie. Jeśli pozostanie zdrowa wystarczająco długo". Tylko że ta teza nie potwierdziła się, gdy Raducanu przyszło rywalizować rzeczywiście z jedną z najlepszych, czyli z Igą Świątek. Przegrała tę batalię 1:6, 0:6 - to musiało zaboleć. I zabolało pewnie to, że już po turnieju decyzję o rozstaniu podjął jej trener Nick Cadaway, tłumacząc to sprawami zdrowotnymi. Na kolejny turniej do Singapuru 22-latka poleciała już bez opieki szkoleniowej. W turniejowej drabince miała siódemkę, wydawało się, że to może być ten moment na turniejowe przełamanie. WTA 250 w Singapurze. Zaskakująca porażka Emmy Raducanu już w pierwszej rundzie. Cristina Bucsa lepsza po trzygodzinnej walce Pierwszą rywalką tenisistki z Wielkiej Brytanii była Hiszpanka Cristina Bucsa. Co istotne - 101. na liście WTA. W poprzednim roku Raducanu stoczyła osiem pojedynków z zawodniczkami spoza najlepszej setki, przegrała tylko jeden. Za to przed swoją londyńską publicznością, gdy w Wimbledonie uległa rewelacyjnej wtedy Lulu Sun, późniejszej ćwierćfinalistce. W Singapurze spędziły na korcie ponad trzy godziny, choć wcale ten mecz tak długi być nie musiał. Raducanu wyszła ze sporych opresji, bo przegrywała już 4:5, a Hiszpanka serwowała po całą partię. I wtedy była mistrzyni US Open wygrała trzy kolejne gemy. Tyle że w dwóch kolejnych setach sytuacja się odwróciła. To Brytyjka w obu była o gema od awansu, miała 5:4, a serwis w tym meczu nie był dla obu większym atutem (łącznie aż 15 przełamań). I to Bucsa w obu wygrywała po trzy ostatnie gemy. Raducanu musiała być mocno poirytowana całą tą sytuacją, podziękowanie przy siatce było bardzo krótkie, zimne. Miała wielką szansę, by po raz pierwszy od jesieni 2022 roku, gdy "spadły" jej punkty za triumf w Nowym Jorku, znaleźć się w TOP 50 rankingu. Teraz to jednak nie nastąpi.